Przejdź do głównej zawartości

Rozdział VII

Zaskakująco dobrze dziś spałam. Nie chciało mi się rozpamiętywać tego co działo się w nocy a to było rewelacyjne posunięcie. Dzięki temu nareszcie w miarę porządnie się wyspałam. Maszerowałam spokojnie w samotności na śniadanie, swoją drogą byłam już chyba na nie lekko spóźniona. Jakoś mi to nie przeszkadza. Wchodząc do Wielkiej Sali minęłam parę znajomych twarzy między innymi tlenionego pajaca z którym nie miałam ochoty rozmawiać, on jednak uważał inaczej
-Jak tam słonko?- zagadał jakby nigdy nic Malfoy jak zwykle nienagannie ubrany z ulizanymi włosami, chyba wolę jak są tak uroczo rozczochrane, na samą o tym myśl lekko się uśmiechnęłam. Widząc że blondyn za bardzo patrzy w mój dekolt odwróciłam się i nie odpowiedziałam na jego zaczepkę. Co on sobie myśli? – Ja rozumiem jesteś na mnie zła ale daj mi się wytłumaczyć- kontynuował, nie dając mi za wygrana odejść od niego jak najdalej
-Dałam ci na to czas w nocy Malfoy, a ty coś pieprzyłeś że ci na mnie zależy, aż taka naiwna nie jestem- zajęłam miejsce koło Zabiniego a Draco usiadł przede mną po przeciwnej stronie stołu- Wolę jego  towarzystwo- gestem ręki wskazałam na Diabła a on tylko się zaśmiał. Następnie Dumbledore przemówił do nas, nawet nie wiem o czym rozprawiał, nie słuchałam bo moje wszystkie myśli skierowane były w innym kierunku. Po przemowie dyrektora do Sali wleciało stado sów z listami i prezentami dla uczniów od ich rodziców. Ku mojemu zdziwieniu ja również dostałam list. Czarna koperta ze złotymi literami mojego nazwiska, klasyk. Ojciec może i jest okrutnym człowiekiem ale gust ma.
-Od kogo?- zapytał Blaise
-Od tatusia- wesoło się uśmiechnęłam i włożyłam list delikatnie do kieszeni szaty
-Nie utworzysz go teraz?- spojrzał na mnie Malfoy takim wzrokiem że od razu opuściłam mój
-Nigdy w życiu, nie mam zamiaru denerwować się z samego rana. Przeczytam go wieczorem albo spalę tańcząc dziki taniec przy kominku- wyszczerzyłam się do Dracona a ten przewrócił oczyma i wrócił do smarowania kanapki jakimś dżemem
-Osobiście preferuję drugą formę- wtrącił Diabeł- Chętnie z tobą potańcuję przy świetle płonącego kominka – razem wybuchliśmy śmiechem a Malfoy nawet nie zwrócił na nas uwagi, dalej smarował tą kanapkę jakby było to najważniejsze zadanie na świecie. Już chciałam się z niego ponabijać ale podszedł do niego jakiś chłopak niczym nie wyróżniający się z tłumu. Lekko szarpną Dracona za ramię a ten z kaprysem na tworzy odwrócił się do niego
-O co chodzi Miles?- zapytał ale w jego głosie było słychać okrutną niechęć, wnioskuję że nie są bliskimi przyjaciółmi
-Pamiętasz o dzisiejszym treningu Quidditcha? – ojej nie wiedziałam że Draco w to gra! To znaczy widziałam czasem że się tym interesuję albo jak Lucjusz mówił jak byli na takim meczu ale nigdy nic nie wspomniał że w to gra
-Tak Bletchley pamiętam- westchną blondyn, tak na sto procent nie pałają do siebie sympatią
-To do siedemnastej stary- nie czekając na odpowiedź chłopak zwany Milesem udał się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, po drodze spotkał swoich bodajże znajomych bo zaczęli przybijać sobie piątki, uroczo. Nie zastanawiając się długo wypaliłam do Draco
-Mogę przyjść?-mimo dziwnych uczuć jakimi darzyłam Malfoya bardzo chciałam zobaczyć trening Quidditcha, nigdy nie miałam takiej okazji. Poza tym  nie chcę tam iść dla Draco tylko aby zobaczyć grę- Proszę-ślicznie się uśmiechnęłam i zatrzepotałam rzęsami aby podkreślić że naprawdę mi zależy
-Nie rozumiem cię Dillian- pokręcił głową- Wściekasz się na mnie, nienawidzisz a teraz szczerzysz się jak głupi do sera- spojrzał na mnie badawczo i z lekkim zażenowaniem
-Nie to nie i tak tam będę-prychnęłam- I nie schlebiaj tak sobie nie chcę tam iść ze względu na ciebie Malfoy- chciałam wstać od stołu ale Zabini złapał mnie za nadgarstek
-Gdzie idziesz? Jeszcze nic nie zjadłaś- powiedział poważnie Blaise
-No i co?-chciałam wyrwać mi nadgarstek z dłoni ale nie miałam siły- ściszyłam trochę głos i wyszeptałam- Nie chcę robić tutaj przed wszystkimi przedstawienia, puść mnie
-Siadaj, zjedź a wówczas cię puszczę- patrzył na mnie jak zatroskana matka a ja aby nie ośmieszać się na oczach wszystkich usiadałam i wzięłam do ręki bułkę
-Już, będę jeść- zwróciłam się do Diabła a ten zaszczycił mnie tryumfalnym uśmiechem
-Dzięki Blaise, mnie by nie posłuchała- odezwał się po dłuższym milczeniu Draco- Od razu szukałaby jakiegoś haczyka- uśmiechną się sarkastycznie i ugryzł kawałek kanapki którą tak dopieszczał przez ostatnie parę minut
-Bardzo śmieszne-przewróciłam oczami i uskubałam kawałek suchej bułki
***
Lekcje dziś dłużyły mi się jak głupie. Nie mogłam znieść tych nudnych eliksirów ale na całe szczęście Snape zostawił mnie w spokoju  więc mogłam się zająć swoimi własnymi problemami. Z całym szacunkiem do profesora, na pewno są one ciekawe ale gdy przez całe swoje życie siedziało się zamkniętym w czterech ścianach to eliksiry były moją jedyną odskocznią od monotonni jaka mnie otaczała. Na transmutacji nic konkretnego się nie dowiedziałam a na numerologii myślałam że usnę, naprawdę bardzo się cieszyłam jak szłam na ostatnie zajęcia. Była to obrona przed czarną magią, cóż siedzę w niej już tak głęboko że wątpię aby cokolwiek mnie przed nią obroniło. Ahh tak myśląc o czarnej magii przypomniałam sobie o liście od ojca. Z jednej strony bardzo byłam ciekawa co do mnie pisze i jak bardzo będę  wściekła bądź załamana po jego przeczytaniu, ale z drugiej zżerała mnie wielka ciekawość co do jego treści lecz wątpię abym dowiedziała się czegoś niesamowicie podniecającego w końcu to list od mojego tatusia, najbardziej potulnego człowieka jakiego znam. Tak to było dobre…
***
Popatrzyłam na zegar, było za piętnaście siedemnasta. Uśmiechnęłam się sama do siebie i usiadłam na trybunach. Poczułam zimny jesienny wiatr na skórze. Nie wzięłam ze sobą żadnego swetra, miała na sobie wyłącznie cienką bluzkę z długimi rękawami i czarne legginsy. Mój ulubiony strój od kiedy nie mieszkam już w domu. Potarłam ramiona aby się rozgrzać i zauważyłam blond czuprynę na horyzoncie. Szedł z grupką innych graczy, chwilkę ze sobą rozmawiali lecz zaraz po tym wzbili się w powietrze i odgrywali udawany mecz, Slytherin na Slytherin. Geniusze po prostu, cokolwiek nie zrobią to wygra Slytherin. Z moich obserwacji wynika iż Malfoy był szukającym, w sumie nie dziwię się zawsze węszył tam gdzie nie powinien i chciał panować nad wszystkim. Z każdą kolejną minutą jak oglądałam ten trening podobało mi się coraz bardziej, chłopaki śmigały na miotłach a ja nawet nie zauważyłam że siedzę już półtorej godziny na zimnej i twardej ławce z dłońmi pod koszulką. Reprezentacja mojego domu skończyła swój trening a ja jakoś nie miałam ochoty stąd iść. Kocham wiatr, bo przypomina mi wolność której mam tak niewiele a przez to że jest on tak lodowacie zimny moje wszystkie komórki w ciele są poruszone i czuję że żyję. Po chwili upajania się pogodą poczuła ciepło na moich ramionach i wzdrygnęłam się. Moim oczom ukazał się Draco z cudownie rozczochranymi włosami i delikatnym uśmiechem na twarzy
- Otul się moją kurtką, nawet się nie sprzeciwiaj- zaznaczył widząc grymas na mojej twarzy. Kurtka była rozkosznie ciepła i pachniała lawendą, tak jak on. Odepchnęłam od siebie te ostatnie myśli i zwróciłam się do Smoka
-A tobie nie będzie zimno?- blondyn zaprzeczył
-W porównaniu do ciebie Dillian ja umiem się ubrać i mnie jest ciepło- przez chwilę wpatrywał się w moje oczy a ja jakoś nie potrafiłam odwrócić wzroku, do cholery jasnej co mi się dzieje!- Chodź bo jeszcze bardziej zmarzniesz – odwrócił się i chciał iść lecz ja pragnęłam tu zostać i jeszcze trochę  cieszyć się chwilą
-Nie chcę jeszcze iść-burknęłam a na dźwięk mojego głosu chłopak się odwrócił  i staną za mną- Ale ty możesz iść, nie potrzebuje cię i twoja obecność nie jest tu mile widziana.- mocniej okręciłam się kurtką, jestem mu wdzięczna że mi ją pożyczył ale nie podziękuję mu za to, nie ma bata
-Dillian, wstań- to brzmiało bardziej jak rozkaz a nie prośba
-Nie- odpowiedziałam stanowczo nie patrząc w jego kierunku
- Nie zachowuj się jak dziecko, jest zimno a ty nie przywykłaś do takiej pogody bo wiecznie siedziałaś w zamknięta w domu z ojcem!
-Przestań Malfoy- uniosłam głos i wstałam, kurwa jak on mną manipuluje. W jego oczach zobaczyłam delikatne iskierki- Chcę zostać tu, nie możesz mi tego zabronić- prychnęłam. Mimo iż było mi zimno oddałam mu kurtkę i odwróciłam się do niego na pięcie. Tak naprawdę nie byłam zła, w głębi serca chciałam aby złapał mnie za nadgarstek i przyciągną do siebie. Nie zrobił tego a ja nie odwróciłam się do niego ani razu  w drodze do zamku mimo iż czułam na sobie jego intensywny wzrok.

Komentarze

  1. O kurczę, teraz się zastanawiam co pisze w liście :o Znowu coś głupiego wymyślił ojciec Dillian? :o
    Oh, no i skruszyła mi serduszko troska Draco, mimo wszystko, mimo jego języka ciała i tak wielkiej chęci ukrycia prawdziwych uczuć XD
    Teraz czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że szybko go napiszesz :D
    Pozdrawiam, Black

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział III

-Dillian! Pośpiesz się!- usłyszałam w oddali zirytowany głos Dracona -Poczekaj na mnie!-odkrzyknęłam mu. Nie odpowiedział, świetne zgubiłam się w tłumie jak malutkie dziecko. Cóż jestem dość niska, jedyne metr sześćdziesiąt ale nie zmienia to tego że mógł na mnie poczekać.-Ehh..-westchnęłam i zaczęłam przeciskać się przez tłum ludzi.                                                                                                               ...

Rozdział IV

Po kolacji wraz ze wszystkimi ślizgonami udałam się do lochów gdzie znajdowało się nasze dormitorium. Przez grzeczność zamieniłam parę słów z Zabinim, Pansy oraz innymi ślizgonami. Od razu na wstępie panna Parkinson ostrzegła mnie abym trzymała się z dala od Dracona, cóż nie będzie z tym problemu bo nie mam ochoty na niego nawet patrzeć. Pod wpływem emocji wszystko mu powiedziałam, nawet o gwałcie. Na szczęście nie spotkałam go po drodze do pokoju wspólnego, co niby miałabym mu powiedzieć? Zapomnij o tym co ci powiedziałam? Z drugiej strony jego milczenie w pociągu może świadczyć o tym że o wszystkim już wiedział, przecież uczestniczył na spotkaniach śmierciożerców. Lucjusz wraz z moim ojcem byli bardzo ze sobą blisko, nie mógł nie wiedzieć… Dłuższe nad tym myślenie stawiało mi więcej pytań niż odpowiedzi a ja byłam wobec ich bezradna bo nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. Gdy tylko weszliśmy do pokoju wspólnego moim oczom ukazał się ogromny kominek przy którym stały fotel...

Rozdział I

              Duszno. Krople wody spływają powolnie po mojej rozgrzanej skórze. Uwielbiałam gorące i długie kąpiele w wannie. Wzięłam gruby, biały ręcznik i obwinęłam się nim szczelnie. W łazience nadal   unosiła się para. Stanęłam przed lustrem, zobaczyłam w nim siebie, bladą   jak śmierć z niedbale upiętymi jasnymi włosami w kok. Nie byłam chora, po prostu zawsze tak wyglądałam. Uśmiechnęłam się do siebie z nadzieją że to trochę poprawi moje odbicie. Bez zmian, tak samo ponure jak przedtem, tylko troszkę bardziej psychiczne. Ubrałam się szybko w cienką koszulę nocną i wyszłam z łazienki kierując się do łózka. Było już bardzo późno, za parę minut miała wybić druga w nocy. Zawsze miałam problemy ze snem, nigdy nie potrafiłam zasnąć o normalnej porze. To właśnie w nocy nawiedzały mnie widma sprzed lat. Śmierć matki, jedynej osoby którą kochałam ponad wszystko, setki Cruciatusów kierowanych w moją stronę, gwałty na...