Przejdź do głównej zawartości

Rozdział I

              Duszno. Krople wody spływają powolnie po mojej rozgrzanej skórze. Uwielbiałam gorące i długie kąpiele w wannie. Wzięłam gruby, biały ręcznik i obwinęłam się nim szczelnie. W łazience nadal  unosiła się para. Stanęłam przed lustrem, zobaczyłam w nim siebie, bladą  jak śmierć z niedbale upiętymi jasnymi włosami w kok. Nie byłam chora, po prostu zawsze tak wyglądałam. Uśmiechnęłam się do siebie z nadzieją że to trochę poprawi moje odbicie. Bez zmian, tak samo ponure jak przedtem, tylko troszkę bardziej psychiczne. Ubrałam się szybko w cienką koszulę nocną i wyszłam z łazienki kierując się do łózka. Było już bardzo późno, za parę minut miała wybić druga w nocy. Zawsze miałam problemy ze snem, nigdy nie potrafiłam zasnąć o normalnej porze. To właśnie w nocy nawiedzały mnie widma sprzed lat. Śmierć matki, jedynej osoby którą kochałam ponad wszystko, setki Cruciatusów kierowanych w moją stronę, gwałty na niewinnych mugolach przez Śmierciożerców. Byłam inna i on to wiedział, chciał abym była taka jak on, bezwzględna, zabójcza i okrutna. Ja tak nie potrafiłam, matka nauczyła mnie kochać i dlatego nie ma jej teraz tutaj. On ją zabił. ON z kamienną twarzą wycelował w nią różdżkę i wycedził słowa zaklęcia które mrozi krew w żyłach każdego czarodzieja. Avada Kedavra. Zielony błysk. Upadające ciało matki. Głuchy krzyk. Położyłam się na łóżku z myślą że dziś będzie okropny dzień.
                                                                                 ***
-Dillian!! –powoli otworzyłam oczy na dźwięk swojego imienia -DILLIAN! Ile jeszcze mam cię wołać!  -wściekły głos ojca wyrwał mnie ze wspaniałego błogiego stanu jakim był sen.
Szybko zerwałam się na równe nogi kiedy przypomniałam sobie jaki był dzisiaj dzień. Lucjusz Malfoy ze swoim okropnym synem miał nas dziś odwiedzić a sądząc po oburzonym tonie głosu  ojca i po tym iż jest już dwunasta po południu, pewnie już są. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam się ubrać. Założyłam czarną spódnicę , bo w tym domu kobieta mogła nosić tylko sukienki, spódnice lub nic. Staroświeckie poglądy ojca mnie dobijają. Tak więc założyłam spódnicę, bluzkę i czarne baleriny. Czarny to chyba mój ulubiony kolor. Zaśmiałam się na swój własny kiepski żart, chodziłam ubrana tylko na czarno.  Rozczesałam swoje po kołtunione włosy, wyszłam z pokoju i ruszyłam ku schodom w dół. Zawróciłam jednak bo zapomniałam o różdżce, a w obecności Malfoyów i mojego staruszka nie czuję się bezpieczna kiedy jej nie mam. Co za ironia. Założyłam podwiązkę na nogę i wsunęłam za nią różdżkę.
-Wybacz mi drogi Lucjuszu ale mojej córce przyda się lekcja dobrych manier-usłyszałam z dołu głos ojca i mnie zmroziło. Wybiegłam z pokoju jak strzała i zanim ojciec nadepną na pierwszy schodek ja koło niego już stałam.
-Dzień dobry Panie Malfoy, bardzo Pana przepraszam za spóźnienie- wyrecytowałam patrząc mu prosto w oczy. Nie mogę im pokazywać słabości bo już dawno wąchałabym kwiatki od spodu.- Przepraszam ojcze za niesubordynację- co? O co mi właściwie chodziło? Wcale nie jest mi przykro ale jeszcze mogę w miarę logicznie myśleć więc nie chyba to kupili. Ojciec nawet na mnie nie spojrzał  tylko ruszył z Lucjuszem do salonu. A gdzie jest młody  Malfoy? I po jaką cholerę miałam tu przyjść?!
-Jak dobrze wiesz Gideonie za tydzień rozpoczyna się kolejny rok nauki w Hogwarcie, straszliwie zniszczonej szkole przez Dumbledora – wypowiadając te słowa spojrzał w moją stronę na parę sekund, po czym kontynuował rozmowę ze staruszkiem- Nie sądzisz mój przyjacielu że dobrze by było aby Dillian zaczęła uczęszczać do Hogwartu?
Oho. Ojciec nienawidził  Hogwartu, wszystko co umiem nauczyłam się w domu. Wspaniałe nauczanie indywidualne. Wiele razy prosiłam, wręcz błagałam rodziców aby mnie zapisali do tej szkoły ale prośby zawsze kończyły się karą z ręki ojca więc nie wspominałam już o tym ‘nonsensie’  nigdy więcej. Mama starała się go przekonać  że będzie to dla mnie korzystne ale on w swoim postanowieniu był niewzruszony.
-Lucjuszu, dobrze znasz moje zdanie na temat tego co Dumbledore wyprawia w tej placówce. Szlamy są tam na porządku dziennym. Nie chcę aby moja córka integrowała się z takim pospólstwem, sam wiesz jaka była moja żona, oprócz czystej krwi i urody nic wartościowego w niej nie było, przelała swoją miłość do wszelkiego stworzenia na Dillianę i teraz mam z nią same problemy- zaśmiałam się w myślach, ja tu cały czas jestem i nadal nie rozumiem co tu robię . Jak chcieli sobie porozmawiać to po jakiego chuja ja tu mam siedzieć!?
-Wiem, Eleonora była zdrajczynią i cieszę się że się z nią uporałeś- zaśmiał się Lucjusz. Obiecuję sobie że jak przegną to już nie będę siedziała na tyłku tak jak to teraz robię tylko pozabijam ich tak jak zawsze ojciec mnie uczył, bez emocji i bez żalu co będzie z ich nędznymi duszami. Nikt nie ma prawa opiewać złą sławą moją najwspanialszą i najukochańszą matkę na świecie.- Jednak Czarny Pan zlecił Draconowi bardzo ważne zadanie i myślę że Dili dużo by się mogła od niego nauczyć, dla dobra nas obu.-spojrzał wymownie na ojca. Czy Lucek właśnie powiedział na mnie Dili?! Zdrobnił moje imię?! Może ja jeszcze śnie bo tatulek faktycznie rozmyśla nad posłaniem mnie do Hogwartu. O Merlinie o co tu chodzi? I co zlecił Czarny Pan Draconowi?  Mimo że moje stosunki z nim się strasznie pogorszyły od czasu śmierci mimo to nie chciałabym aby coś mu się stało. Narcyza by tego nie przeżyła.- Dlatego jeśli się zgodzisz na naukę Dillian w Hogwarcie, a wiem że jesteś rozważny Gideonie , proponuję aby ten tydzień spędziła ona w Malfoy Manor. Nie będzie nam wtedy nikt przeszkadzał i w spokoju będziemy mogli pracować. – uśmiechną się w taki dziwny sposób jakby wiedział o czymś o czym ja nie wiem na swój temat. Ojciec pokiwał głową i w końcu wydusił z siebie z wielką łaską parę słów.
- Masz rację Lucjuszu- kiwną tylko głową i popatrzył w moją stronę- Idź się spakować Dillian, dziś wieczorem wraz z Lucjuszem Malfoyem wyruszysz do Malfoy Manor a od września będziesz uczestniczyła do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wszystkie potrzebne Ci szkolne przedmioty oraz księgi zakupisz na ulicy Pokątnej- powiedział  to z takim spokojem w głosie że aż poczułam się nieswojo. Zawsze potrafił tylko na mnie krzyczeć i torturować zaklęciami niewybaczalnymi. Coś tu było nie tak ale jeszcze nie wyczułam co. Wiedziałam jedynie że następne siedem dni spędzę z blond egoistą którego kiedyś nazywałam przyjacielem, jedynym zresztą, jego przerażającym tatuśkiem oraz z Narcyzą Malfoy. Ta ostatnia osoba  była mi na tyle bliska że nawet cieszyłam się z tego że tam pojadę. Z zamyśleń wyrwał mnie już poważniejszy głos ojca
-Dlaczego jeszcze tu siedzisz? Na co czekasz? Wynoś się!- krzykną  a stary Malfoy prychną śmiechem
-Chyba naprawdę musisz jej sprawić lekcję dobrych manier i wychowania-zadrwił, lecz ojciec go zignorował.
-Idź stąd-wycedził to takim jadowitym tonem że nawet nie chciało mi się pyskować jak zazwyczaj miałam to w naturze
-Dillian, jak będziesz gotowa to wyruszymy- powiedział spokojnie Lucjusz i zaczął rozprawiać o jakiejś mugolskiej rodzinie i o tym jak błagali o litość. Po tej historyjce usłyszałam tylko dwa gardłowe śmiechy obu sadystów i pobiegłam w tempie żółwia ogniowego na górę. Nadal byłam w ogromnym szoku po tym co się wydarzyło przed chwilką. Kiedy doszłam do pokoju musiał na sekundę usiąść w pierwszym lepszym możliwym miejscu i przeanalizować sytuację. Po pierwsze jadę do Hogwartu. Po drugie dlaczego ojciec się na to zgodził a po trzecie będę mieszkała przez tydzień w domu mojego dawnego przyjaciela. Myśląc o tym chcąc nie chcąc spojrzałam na zdjęcia stojące na kominku  a tak dokładnie na to jedno zdjęcie które przedstawiało mnie i Dracona w wieku dziewięciu lat. To były czasy, uśmiechnęłam się promiennie na samą myśl o minionych latach beztroskich zabaw.  To już nie wróci. Na zdjęciu ja próbowałam wskoczyć młodemu Malfoyowi na barana, oboje śmialiśmy się. To tamtego dnia ostatni raz widziałam wesołe iskierki w jego oczach. Później było już coraz gorzej. Tego samego roku co zrobione zostało tamto zdjęcie, wciągnęłam dużo powietrza do płuc nie mogąc nawet o tym myśleć, on ją zabił. Draco rok w rok jeździł do Hogwartu a ja w zamczysku Vihainenów szkoliłam się w różnorakich profesjach. Najbardziej lubiłam eliksiry, cóż byłam w nich niepokonana, znałam każdą  recepturę na pamięć i mam zamiar zaimponować nauczycielowi eliksirów w nowej szkole, wróć, poprawka w pierwszej szkole do której uczestniczyć będę. Jedyną osobą jaką znałam był Dracon Malfoy, tylko on, bardzo ciekawa jestem kog jeszcze tam spotkam. Bardzo rzadko pozwalano mi opuszczać  dom. Mimowolnie popatrzyłam na zegarek, za kwadrans szesnasta. Machnęłam różdżką nad kufrem i zaczęłam tam wszystko pakować. Nie wiedziałam w sumie co mam brać nigdy nie opuszczałam tego pokoju na dłużej niż parę godzin. Odetchnęłam głęboko i dopakowałam jeszcze parę rzeczy, w tym zdjęcia z mamą, Narcyzą i Draco. Dlaczego wzięłam to ostatnie? Nie mam pojęcia. Może chciałam poprawić moje stosunki z młodym arystokratą?  W momencie wkładania go do kufra po prostu czułam że muszę je wziąć.
                                                                        ***
-Panie Malfoy- odezwałam się cichutko aby im nie przerywać zawziętej rozmowy o jakimś Potterze, byłam całkowicie oderwana od rzeczywistości, żyłam pod kloszem tyle lat i nareszcie to się zmienia. Ekscytacja, niepokój i nutka szaleństwa targały moim sercem. Mam tylko gorącą nadzieję że nie rozczaruję się tym jak wygląda życie za murami tego paskudnego zamczyska, że będę miała możliwość być na nowo szczęśliwa, poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach do moich, o podobnym charakterze, może pierwszą miłość, pierwszy pocałunek. Zarumieniłam się na tą myśl. Miał szesnaście lat i nigdy nie byłam zakochana, nigdy nikogo nie poznałam więc jak miała być zakochana. Obracałam się w towarzystwie trzydzieści pięć plus, pomijając oczywiście Draco.              Pfff… Draco, Draco, Draco, Draco. Wyżre mi w końcu mózg jak nie poznam innych ludzi, ciągle tylko i w kółko to jedno imię mojego rówieśnika. Idę na całość, pierwszy raz w życiu ojciec nie będzie mnie kontrolował. Gideonie Vihainen twoja córka ma cię daleko w dupie, ale nigdy ci tego nie powie wprost bo jej ją urwiesz. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na Malfoya seniora w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Dobrze panienko Vihainen już idziemy- uśmiechną się do mnie i wrócił do rozmowy ze starym. Malfoy, czy on właśnie…NIE. To jest nie możliwe, coś knuje. Nie wierzę że by się tak o bez żadnego niecnego podstępu uśmiechną. –Gideonie zabieram twoją jedyną córkę ze sobą a mt spotkamy się już niedługo, przemyśl moją propozycję przyjacielu- spojrzał po raz ostatni na ojca i zwrócił się do mnie-Idziemy? –zapytał i podszedł do komina-Trzymaj panienko-podał mi garstkę proszku-Oto proszek Fiuu, rzuć go pod stopy i wyraźnie powiedź gdzie ma cię przenieść, pokażę ci- jak powiedział tak zrobił, wszedł do kominka i krzykną-Malfoy Manor!- znikając w zielonym płomieniu.
-Teraz twoja kolej córko-podpowiedział ojciec, jego głos był dziwny, jakiś zmęczony. Jeszcze nigdy takiego nie słyszałam.
-Dobrze ojcze- powtórzyłam to co zrobił Malfoy senior i zaraz poczułam dziwne uczucie mdłości po czym wylądowałam na posadce w salonie Malfoyów. Ciemno lecz gustownie urządzony salon wzbudzał respekt. Tak wiele lat znałam te rodzinę a nigdy w życiu tu nie byłam, teraz wychodzi jak blisko siebie trzymał mnie ojciec ale nadal nie wiem dlaczego mnie tak od wszystkiego i od wszystkich izolował. O co tutaj tak naprawdę chodzi…
                                                                                ***
-Wszystko w porządku? –ujrzałam nad sobą uśmiechniętą Narcyzę Malfoy i poczułam się o wiele swobodniej.
-Tak ciociu, trochę mi nie dobrze ale z  tego co wiem to jest to normalne- odwzajemniłam jej uśmiech- Czy Pan Malfoy jeszcze tu nie dotarł? – zapytałam z pełnią powagi w głosie.
-Moja droga mój mąż jest bardzo formalnym człowiekiem i lubi być tytułowany ale nie musisz do niego mówić per Pan.- zaśmiała się melodyjnie Narcyza i gdyby nie zmęczenie w jej oczach to uznałabym ze jest naprawdę z nim szczęśliwi.
-Cieszę się że do pani mogę mówić ciociu, jestem naprawdę wdzięczna za miłość jaką mnie obdarzasz-na chwilę zawiesiłam głos –Tęsknię za tym..-lekko uniosłam kąciki moich ust ale nie było mi do śmiechu. Nie pamiętam nawet kiedy z kimś się naprawdę szczerze śmiałam albo przytulałam.-Lecz zostałam poinstruowana przez mojego ojca że mam się tak zwracać do twojego męża, zawsze i wszędzie dlatego nie mam zamiaru denerwować go niesubordynacją-wyrecytowałam formułkę. Co ja w ogóle mówię, uwielbiałam go denerwować, nie słuchać i wiecznie ignorować. Zazwyczaj kończyło się o źle, ale jakoś miałam to głęboko w poważaniu. Narcyza uśmiechnęła się blado, dobrze wiedziała jaki jest Gideon Vihainen dlatego nie chciała tego komentować.
-Nie masz za co dziękować- wyszeptała mi do ucha-Na mnie możesz zawsze liczyć- powiedziała to taki cicho żebym tylko i wyłącznie ja to usłyszała.-Za chwilę podam kolację- kontynuowała już normalnym głosem, a ja nadal nie wiem gdzie jest jej mąż, odniosłam wrażenie że nie chciała i tego powiedzieć.-Jeśli chcesz się odświeżyć to łazienka jest w twoim pokoju- znów się uśmiechnęła. Ta kobieta chyba chciała mi zrobić przyjemność tym wiecznym pogodnym nastawieniem i nieznikającym uśmiechem z twarzy a mi to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Dawno nie widziałam nieudawanego, promiennego uśmiechu, takiego jaki zawsze miała mama.- Idź prosto po schodach na górę, trzecie drzwi po lewej, znajdziesz je bez problemu. Skrzat domowy zaprosi cię na obiad-po tych słowach wyszła z salonu i zostawiła mnie samą.
Ruszyłam na poszukiwanie mojego nowego lokum licząc że po drodze nie spotkam ani seniora ani juniora. Cała posiadłość musiała być ogromna gdyż nie widział końca korytarza, albo po prostu na końcu było lustro a ja jestem ślepa, nie wnikałam w to i weszłam do pokoju. Wszystko było w odcieniach zieleni i srebra, wielkie łóżko z baldachimem, ogromna szafa, milion książek, mówiąc krótko było tu wszystko czego mogłabym potrzebować. Moją uwagę przykuły ciężkie ogromne zasłony. Podeszłam aby je odsłonić licząc że za nimi znajdę drzwi na balkon. Eureka! Tak właśnie było, mimo że był koniec sierpnia już było zimno a ja za trzęsłam się z zimna gdy otworzyłam drzwi balkonowe, byłam ubrana jedynie w cienką sukienkę. Po cichu weszłam na duży, półokrągły balkon i zaniemówiłam. Moim oczom ukazał się piękny ogród, wiele drzew, oczko wodne a na nim czarne łabędzie. Oparłam się o balustradę i podziwiałam widok, rozmarzyłam się bo sceneria była do tego idealna. Z jednym wyjątkiem który zmierzał na ławkę przy oczku wodnym i speszył cudowne ptaki. Malfoy Junior we własnej osobie. Ciekawa jestem czy wie że tu będę mieszkała przez jakiś czas, że go obserwuję i że go nienawidzę. Odwróciłam się i weszłam do pokoju ale balkon zostawiłam otwarty. Nie miałam ochoty na konfrontację ze Smokiem na jego własnym terenie. Pamięcią wróciłam do czasów jak byliśmy mali, był śmiesznym małym chłoptasiem a teraz wygląda jak grecki bożek , przynajmniej w wysokości dwunastu metrów. Ciekawe czy nadal ma takie piękne oczy, stalowo niebieskie. Skarciłam się w myślach za rozmarzenie się o Malfoyu w taki sposób. Na pewno ma gromadkę wielbicielek w Hogwarcie i mnóstwo kochanek. Tak to do niego pasuje idealnie. Weszłam do łazienki, co za zbieg okoliczności ona również była ogromna, jak wszystko w tym domu. Zaśmiałam się na myśl że jak wszystko jest duże to jego przyrodzenie też musi taki być. Nie, nie, nie ,nie… Idę się kąpać. Machnięciem różdżki odkręciłam kurek z wodą i dolałam lawendowego olejku do kąpieli. Uwielbiałam ten zapach, uspokajał mnie. Powoli rozglądając się po pomieszczeniu zaczęłam się rozbierać, rzuciłam sukienkę w kąt i stanęłam przed lustrem w samej bieliźnie. Przekręciłam głowę lekko w lewo, następnie w prawo i znowu w lewo. Przez całe ciało przechodziła paskudna blizna zaczynająca się w połowie uda , przechodząca przez pępek i kończąca się pad lewą piersią. Westchnęłam i weszłam do gorącej kąpieli rozmyślając nad tym co mnie czeka w najbliższym czasie.  
                                                                           ***
Nie wiem ile czasu spędziłam w wannie ale zrobiłam się senna, wyszłam z niej i zakręciłam się w zielony ręcznik który sobie wcześniej przygotowałam. Usłyszałam pukanie do drzwi i zamarłam, kto to może być…
-Kto tam? –zapytałam z nutką niepewności w głosie
-Panienka wybaczy ale Mucha przyszła zawołać panienkę na kolację- usłyszałam zza drzwi głos skrzata domowego i mi ulżyło
-Już zaraz schodzę, dziękuję! –odpowiedziałam i zaczęłam rozczesywać włosy, były tak cholernie długie że szczerze mówiąc strasznie mnie denerwowały ale jak a bym wyglądała w krótkich? Jak jakiś karakon albo dementor. Tak to bardzo dobre porównanie wyglądałabym jak blady dementor. Wyszłam z ciepłej łazienki zapominając o otwartych na rozcież drzwiach balkonowych. Poczułam gęsią skórkę na ciele i zamknęłam je ręcznie bo gdzieś znów zgubiłam swoją różdżkę.
-Gdzie u licha jest moja różdżka-zaczęłam się rozglądać po półkach i innych przypadkowych miejscach gdzie mogłam ją zostawić, krzątałam się po pokoju cały czas wyłącznie obwinięta w ręcznik i ze spływającymi za pas blond lokami, raz koło razu poprawiając spadający mi cholerny ręcznik.                
-Tego szukasz skarbie?- dobrze mi znany głos dotarł do moich uszu i wywołam tam niekończące się echo. To on, młody Malfoy z którym nie widziałam się już od ponad siedmiu lat….
Wyglądał obłędnie a po jego szyderczym uśmieszku na twarzy zrozumiałam że on to dobrze wie.

Komentarze

  1. Już ci mówiłam, że świetny rozdział i mam nadzieję, że nie stracisz weny moja droga ❤
    Lecę czytać kolejny c:
    Pozdrawiam, Black

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział III

-Dillian! Pośpiesz się!- usłyszałam w oddali zirytowany głos Dracona -Poczekaj na mnie!-odkrzyknęłam mu. Nie odpowiedział, świetne zgubiłam się w tłumie jak malutkie dziecko. Cóż jestem dość niska, jedyne metr sześćdziesiąt ale nie zmienia to tego że mógł na mnie poczekać.-Ehh..-westchnęłam i zaczęłam przeciskać się przez tłum ludzi.                                                                                                                                                                    Pełno dzieci, matek, ojców oraz zwierząt. Uśmiechy, łzy w oczach, uściski na pożegnanie , żywe rozmowy przyjaciół. Nie wiem czy się cieszyć z tego że tu jestem czy raczej płakać że nikogo oprócz tego tlenionego blondyna który mnie zgubił   nie znam. Ah nie przepraszam znam Zabiniego, kurczę skąd ja kojarzę to nazwisko… Zamyśliłam się i wpadałam w jakąś osobę upadając i tłukąc sobie przy tym cztery litery -Ohhh! Przepraszam bardzo to moja wina- wyraźnie przejęty głos dziewczyny dotarł do moich

Rozdział IV

Po kolacji wraz ze wszystkimi ślizgonami udałam się do lochów gdzie znajdowało się nasze dormitorium. Przez grzeczność zamieniłam parę słów z Zabinim, Pansy oraz innymi ślizgonami. Od razu na wstępie panna Parkinson ostrzegła mnie abym trzymała się z dala od Dracona, cóż nie będzie z tym problemu bo nie mam ochoty na niego nawet patrzeć. Pod wpływem emocji wszystko mu powiedziałam, nawet o gwałcie. Na szczęście nie spotkałam go po drodze do pokoju wspólnego, co niby miałabym mu powiedzieć? Zapomnij o tym co ci powiedziałam? Z drugiej strony jego milczenie w pociągu może świadczyć o tym że o wszystkim już wiedział, przecież uczestniczył na spotkaniach śmierciożerców. Lucjusz wraz z moim ojcem byli bardzo ze sobą blisko, nie mógł nie wiedzieć… Dłuższe nad tym myślenie stawiało mi więcej pytań niż odpowiedzi a ja byłam wobec ich bezradna bo nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. Gdy tylko weszliśmy do pokoju wspólnego moim oczom ukazał się ogromny kominek przy którym stały fotel