Po kolacji wraz ze wszystkimi ślizgonami udałam się do
lochów gdzie znajdowało się nasze dormitorium. Przez grzeczność zamieniłam parę
słów z Zabinim, Pansy oraz innymi ślizgonami. Od razu na wstępie panna
Parkinson ostrzegła mnie abym trzymała się z dala od Dracona, cóż nie będzie z
tym problemu bo nie mam ochoty na niego nawet patrzeć. Pod wpływem emocji
wszystko mu powiedziałam, nawet o gwałcie. Na szczęście nie spotkałam go po
drodze do pokoju wspólnego, co niby miałabym mu powiedzieć? Zapomnij o tym co
ci powiedziałam? Z drugiej strony jego milczenie w pociągu może świadczyć o tym
że o wszystkim już wiedział, przecież uczestniczył na spotkaniach śmierciożerców.
Lucjusz wraz z moim ojcem byli bardzo ze sobą blisko, nie mógł nie wiedzieć…
Dłuższe nad tym myślenie stawiało mi więcej pytań niż odpowiedzi a ja byłam
wobec ich bezradna bo nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. Gdy tylko
weszliśmy do pokoju wspólnego moim oczom ukazał się ogromny kominek przy którym
stały fotele, kanapy i stoły. Cały pokój skąpany był w srebrze i zieleni. Po
cichu zapytałam się jakiejś ślizgonki gdzie może znajdować się mój pokój a gdy
ona gestem dłoni wskazała mi kierunek w którym mam się udać od razu to
zrobiłam. Jedyne o czym marzyłam to ciepła kąpiel z olejkiem lawendowym. To był
mój ulubiony zapach i na moje nieszczęście bardzo kojarzył mi się z Draconem,
on zawsze pachnie lawendą i miętą. Gdy wreszcie dotarłam do pokoju po
naciśnięciu na klamkę od razu zwróciłam uwagę na duże łóżko z baldachimem stojące na samym środku pokoju. Jako chyba
jedyna z uczennic w Hogwarcie nie dzieliłam z nikim pokoju, taki był jedyny
warunek postawiony przez mojego ojca, nie mam zielonego pojęcie dlaczego tak mu
na tym zależało ale mimo wszystko wolę mieć pokój sama niż na przykład z Pansy
Parkinson. Zaczęłam zmierzać w kierunki łazienki i w międzyczasie ściągałam z
siebie niewygodną sukienkę. Do pięknej i jasnej łazienki weszłam jedynie w
bieliźnie której zaraz po odkręceniu kurka z wodą się pozbyłam, dolałam chyba z
pół butelki olejku i rozkoszowałam się wspaniałym zapachem. Zamyśliłam się
głęboko nad tym co na przyjść w niedalekiej przyszłości
*następnego dnia*
-Pierwsza nasza lekcja to eliksiry zaawansowane- wydyszała
Lilimar, widziałam ją wczoraj. Była wysoką dziewczyną z krótkimi czarnymi
włosami, w sumie niczym szczególnym nie wyróżniała się z tłumu uczniów
-Aż tak źle na nich jest? Nie wiem jak ty ale naprawdę lubię
eliksiry- uśmiechnęłam się do niej. To prawda że je lubiłam, były moją jedyną
rozrywką w tej złotej klatce którą zwę domem.
-Generalnie to nie ale profesor nietoperz nie jest
najsympatyczniejszym z nauczycieli- wymruczała nawet nie patrząc w moją stronę
-Słucham? Jaki profesor?- dopytywałam ale gdy tylko go
zobaczyłam serce jakby na parę sekund za długo mi stanęło. To był Snape. Co
poplecznik Czarnego Pana robi w Hogwarcie? Słyszałam że jest mistrzem eliksirów
ale nigdy w życiu bym nie pomyślała że on uczy w szkole! Ciekawe czy wiedzą że
knuje z Voldemortem? Poczułam się strasznie dziwnie gdy Snape zmierzył mnie
wzrokiem od stóp do głów. Weszłam do sali i zajęłam miejsce w ostatniej ławce.
Moim oczom ukazała się tleniona czupryna i zadowolona gęba Malfoya. Nie
obchodziło mnie zbytnio z kim rozmawia i
na jaki temat, otworzyłam podręcznik i zaczęłam go kartkować . ‘Nuda, nuda,
banał, znów nuda’ i to są eliksiry zaawansowane?! Będzie ciekawie, naprawdę….
*perspektywa Draco*
-Co się szczerzysz Potter?- zakpił Diabeł
-Nic Malfoy, po prostu widzę że masz problemy w związku-
zaśmiał się paskudnie wybraniec
-O czym ty pierdzielisz ?- oczywiście, Weasley podkablował z
kim byłem na Pokątnej i wytworzyli sobie jakąś chorą plotę . Mi to nie
przeszkadza, widocznie ich życia są takie nudne i żenujące że trzymają ich
tylko takie nowinki.
-A jak twoja ręka Wieprzlej? Nawet pisząc notatki oblewasz
eliksiry to z obolałą nie masz nawet po co tu iść-Blaise wie co mnie bawi i
razem z nim wybuchliśmy śmiechem. Potter nie zdążył odpowiedzieć na moje
pytanie bo Snape rykną że lekcje się już dawno zaczęły i jeśli zaraz nie
siądziemy to odejmie każdemu po pięć punktów. Usiadłem razem w Diabłem w ostatniej
ławce. Nie było to przypadkowe bo pod tym kątem miałem idealny widok na
Dillian. Cały czas o niej myślę. Pff… jakbym kiedykolwiek przestał…
*perspektywa Dillian*
-Czy wie może ktoś z obecnych tu na sali, jak można otrzymać
eliksir życia?- znałam odpowiedź ale nie miałam ochotę na podnoszenie ręki, po
co miałam zwracać na siebie uwagę. Widziałam że Hermiona miała inne poglądy niż
ja i jej dłoń już dyndała wysoko nad jej głową. Przewróciłam oczami i wróciłam
do kartkowania podręcznika
-Panna Vihainen jest jakby znudzona moją lekcją, nieprawdaż
Dillian?-na dźwięk swojego imienia przestałam kartkować podręcznik i spojrzałam
na profesora. Cala klasa odwróciła się do tyły aby sprawdzić jak dalej potoczy
się akcja.
-Nie panie profesorze, lekcja jest fascynująca-
sarkastycznie odpowiedziałam Severusowi i uśmiechnęłam się do niego jakby nigdy
nic.
-Ahh tak? To w takim razie jaka jest odpowiedź na moje
poprzednie pytanie?- zapytała jakby pewien że nie odpowiem, wybacz profesorku
ale się zdziwisz.
-Eliksir życia można otrzymać tylko i wyłącznie przy użyciu
kamienia filozoficznego, jednakże on nie istnieje więc eliksir ten jest tylko
bajką-uśmiechnęłam się jakby nigdy nic mimo że znałam historię z kamieniem.
Postanowiłam kontynuować moją wypowiedź-
Można jednak stworzyć inny eliksir o dość zbliżonych właściwościach jednak
wykonanie go jest karane Azkabanem- na sali zapanowała grobowa cisza a
nauczyciel mi nie przerwał więc uznałam że mam mówić dalej-Chodzi mi mianowicie
o Particeps Homicidae Est,
zwany potocznie Zabieraczem Życia, aby go zrobić trzeba zabić człowieka ,
wyciąć mu kawałek mięśnia sercowego i dodać do mieszanki pozostałych
składników. Eliksir ten zabierze lata życia osobie do której należało serce i
doda je postaci spożywającej. Mimo że cały proces tworzenia nie jest
skomplikowany to składniki pomijając mięsień sercowy są praktycznie nie do
dostania a czyn wycinania serca jest haniebny- skończyłam i przeleciałam
wzrokiem po sali, nikt nie odważył się nawet
pisnąć , wszyscy tylko na mnie patrzyli jakby zobaczyli dementora.
-Dziesięć punktów dla Slytherinu- powiedział bez żadnych
emocji Snape i wrócił do prowadzenia lekcji. Nie zapytał mnie tego dnia już o
nic.
***
Pozostałe lekcje minęły bez większego problemu. Miałam tego
dnia jeszcze starożytne runy, zielarstwo oraz transmutację. Moje wyobrażenie o Hogwarcie chyba było
bardzo przerysowane bo nie zaimponowało mi do tej pory jeszcze nic, ale miałam
w zamiarze to zmienić tej nocy udając się na krótki spacerek po zamku.
Chodzenie po szkole w czasie ciszy nocnej jest zakazanie ale jakoś mnie to nie
zniechęca. Dlatego od razu gdy wybiła na zegarze godzina dwudziesta trzecia
trzydzieści ubrałam czarną pelerynę z kapturem i ruszyłam do wyjścia z
dormitorium. Na moje szczęście nikogo już w pokoju wspólnym nie był, tylko parę
wesołych iskierek tańczyło w gasnącym już kominkowym ogniu. Wyszłam z lochów i
zaczęłam się skradać po korytarzach i obserwować magiczne obrazy, schody i całą
masę zdobień na suficie. Zamek był zdecydowanie piękniejszy od tego w którym ja
dorastałam, u mnie nie było takich jasnych kolorów tylko czerń, szarość a
sporadycznie złoto lub biel. Tu panowała istna rewia kolorów. Ramy były bogato zdobione i w różnych zgaszonych
kolorach. Na sufitach wisiały złote, srebrne i czerwone żyrandole. Obrazy były tak kolorowe że aż musiałam na
chwilę zmrużyć oczy aby nie dostać oczopląsu. Chodziłam sobie w najlepsze po
korytarzach Hogwartu aż na mojej drodze w oddali zobaczyłam cień zmierzający w
moim kierunku. Zlękłam się lekko i zawróciłam modląc się w duchu aby był to
jakiś nauczyciel lub ktokolwiek inny byle pracował w Hogwarcie. Byłam w
pułapce, ślepy zaułek. Trzy ściany bez okien stanęły przede mną. Nie miałam
dokąd uciec a postać do której należał cień wyszedł zza rogu i dałabym sobie
głowę uciąć że słyszałam cichy ale pogardliwy śmiech. To nie była osobą stąd,
tylko z zewnątrz i widocznie bardzo ją bawiła moja sytuacja. Dosunęłam się
bliżej ściany jakby miało mi to w kimś stopniu pomóc. W pewnej chwili poczułam
jakby lekki powiew i znalazłam się w pokoju pełnym starych rupieci. Nie było
już obcej postaci przede mną, znikła a ja byłam bezpieczna w ogromnym pokoju
bez drzwi, świetnie. Mimo wszystko byłam zaciekawiona miejscem do którego
trafiłam więc zaczęłam przeszukiwać regały, kufry i szkatułki w poszukiwaniu
czegoś interesującego.
-Myślałaś że mi uciekniesz?-serce mi zamarło i gwałtownie
się odwróciłam w stronę męskiego ciężkiego głosu.
-Kto tu jest?- wyciągnęłam gwałtownie różdżkę i wymierzyłam
ją niestarannie w niewidomo jakim kierunku. Nikogo za mną nie było a ja nie
mogłam zidentyfikować skąd dochodzi głos –To ty mnie śledziłeś?- wycedziłam
-Expelliarmus!- moja różdżka wybuchowo wypadła mi z dłoni a
ja czułam jak odchodzi mi z całego ciała krew, serce przyśpieszyło a źrenice
rozszerzyły się w celu znalezienia źródła głosu. Długo nie musiałam szukać bo
jakby spod ziemi wyrósł przede mną Peter Yaxley z szyderczym uśmiechem na
swojej śniadej twarzy. Znałam go aż za dobrze, wielokrotnie mnie obmacywał i zmuszał
do seksualnych czynów. Wiedziałam że nie przyszedł tutaj aby sprawdzić jak się
miewam, oj nie, syn Corbana Yaxleya nie zajmuje się takimi błahymi
sprawkami. Młody Yaxley podszedł do mnie
gwałtownie i uwięził mnie między swoim ciałem a szafą za mną. Mimo iż się
opierałam nie miałam z nim szans, był wyższy o co najmniej dwadzieścia
centymetrów, po obu moich stronach miałam jego umięśnione ramiona które
blokowały mi drogę ucieczki, był tak blisko że czułam każde zagłębienie na jego
ciele mimo iż był w pełni ubrany. Złapał mnie brutalnie za nadgarstki i
błyskawicznie uniósł nad moją głowę tak abym nie miała władzy w moich wątłych
ramionach.
-Czego ode mnie chcesz Yaxley- syknęłam najbardziej
jadowicie jak tylko potrafiłam, nie chciałam aby usłyszał strach w moim głosie.
Patrzyłam mu prosto w oczy, jakby to co robił było jedynym czego pragnę. Peter
pogardliwie na mnie spojrzał, a jedna z jego dłoni zsunęła się na moją talię.
Trzymał mnie tylko jedną dłonią a ja i tak nie potrafiłam oswobodzić swoich
rąk. Jak ja nienawidzę tej cholernej słabości fizycznej. Chuj z tym że jestem
psychicznie silna jak byle jaki większy facet obezwładni mnie fizycznie bez
żadnego problemu.
-Jesteś taka odważna czy po prostu głupia?- zadrwił-Ty
dobrze wiesz po co tu przyszedłem- po tych słowach wbił się w moje wargi i
zaczął łapczywie całować. Moje dłonie były już wolne, gdyż jego obmacywały
właśnie moje piersi. Napierał na mnie coraz mocniej, jedna z jego dłoni
poczułam na swoim pośladku, mocno ją zacisną po czym gwałtownie włożył ją pod
moją spódnicę. Mimowolnie jęknęłam a moja reakcja widocznie go zachęciła.
Zaczął mocniej dotykać moją kobiecość, po czym włożył do niej palce i zaczął
poruszać szybko i brutalnie.
-Cieszy mnie to że jesteś dla mnie taka mokra- zaśmiał się głośno i zaczął bawić się moją łechtaczką, głośno jęknęłam wbrew mojej woli, nie chciałam mu na to pozwalać.Starałam się go odepchną ale nie miałam tej cholernej siły więc postanowiłam go ugryźć w wargę. Od razu tego pożałowałam bo Yaxley z całej siły uderzył mnie w policzek a ja bezwładnie opadałam na podłogę. Poczułam jak po brodzie spływa mi wąska struga krwi.
-Cieszy mnie to że jesteś dla mnie taka mokra- zaśmiał się głośno i zaczął bawić się moją łechtaczką, głośno jęknęłam wbrew mojej woli, nie chciałam mu na to pozwalać.Starałam się go odepchną ale nie miałam tej cholernej siły więc postanowiłam go ugryźć w wargę. Od razu tego pożałowałam bo Yaxley z całej siły uderzył mnie w policzek a ja bezwładnie opadałam na podłogę. Poczułam jak po brodzie spływa mi wąska struga krwi.
-Nie nauczono cię aby nie przerywać mężczyznom jak są
zajęci?- warkną
-Nie nazywaj siebie mężczyzną! Męskość, godność i wartość
straciłeś już dawno, dla mnie jesteś nikim- prychnęłam. W tym momencie Yaxley
nie wytrzymał i podniósł mnie do pionu. Moje stopy dyndały swobodnie nad ziemią
a przed sobą widziałam tylko wściekłe oczy Petera.
-Masz tak samo niewyparzoną gębę co twoja matka-warkną-
Ciesz się że masz ładną buźkę, bo dzięki niej zgodziłem się na ten układ. W
sumie przyda mi się nowa zabawka, a ty nadasz się do tego idealnie, w końcu jesteś
nic nie wartą kurwą- to co powiedział zabolało bardziej niż nóż w serce, a on
tryumfalnie się uśmiechną i raptownie upuścił na ziemię.
-Jaki układ Peter?- wyszeptałam dochodząc do siebie na
podłodze u jego stóp. Yaxley milczał a ja musiałam się dowiedzieć o co do kurwy
nędzy mu chodziło.- Yaxley! –krzyknęłam- Jaki układ!- bardziej błagalnie niż ze
złością spojrzałam na niego. On kucną przy mnie i pociągną mój podbródek wyżej.
-Będziesz moja Dillian Vihainen, moja i tylko moja. Nie
będziesz mogła mi się opierać, będziesz robiła to co ci rozkażę.- uśmiechną się
szyderczo- Nie masz na to żadnego wpływu moja droga, już wkrótce zrobię z tobą
to co mi się żywnie podoba i nikt ci nie pomoże. – Po tych słowach zostawił
mnie oniemiałą na ziemi i znikną, tak po prostu odszedł. Nie mogłam o niczym
innym myśleć tylko o jego słowach które odbijały się wielkim echem w mojej
głowie. Poczułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza, obtarłam ją i
pomyślałam o niej jak o krwi, tylko nie takiej czerwonej, która wypływa po
zranieniu ciała, ale o takiej która jest efektem zranionej i sponiewieranej
duszy, dlatego jest taka przejrzysta i biała.
Mimo całej brutalności, szczególnie mojego ulubionego Śmierciożercy, rozdział był niesamowity.
OdpowiedzUsuńKocham relację i rozmowy Malfoya i Zabiniego.
No i cholernie szkoda mi Dillian, nawet jeśli to nie pierwszy raz. Co by było gdyby Malfoy gdzieś tam był?
Cóż, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam, Black