Malfoy stał oparty o framugę drzwi uśmiechając się
tryumfalnie z sytuacji jaką mi zgotował. Byłam kompletnie bezbronna i cóż naga,
pod ręcznikiem nic nie miałam, nawet bielizny. Co mi przyszło do głowy aby
paradować zawinięta jak naleśnik w obcym domu i to z wiedzą że mieszka tu
przystojny ex przyjaciel.
-Odezwiesz się czy będziesz minie nadal pożerała wzrokiem?-
zadrwił Smok wyrywając mnie z kalkulacji mojej sytuacji.
- Oddasz mi różdżkę i pozwolisz się ubrać Malfoy? – syknęłam
poirytowana
-Mój dom, moje zasady słoneczko- znów na jego twarzy
zagościł ten podły uśmieszek- Co ty tu w ogóle robisz? Tatulek wypuścił
królewnę z zamczyska?- zaśmiał się, nie wiem dokładnie czy ze swojego
kiepskiego żartu, czy raczej jednak z mojej zdegustowanej miny.
-Zaraz będzie kolacja, muszę się ubrać- zaczęłam powoli i
spokojnie- Więc spadaj Draco! – po czym wrzasnęłam na niego i tupnęłam nogą jak
mała dziewczynka, którą w głębi duszy nadal byłam.
-Dilliano Agrypino Vihainen- wzdrygnęłam się na formalny
wygłos mojego imienia-Nie unoś się tak, nie jesteś u siebie a ja nie będę
tolerował takiego zachowania. A teraz może mi łaskawie wytłumaczysz skąd się tu
wzięłaś? –w jego głosie było słychać ciekawość i szczere zdezorientowanie
wywołane moją obecnością lecz nie dawał tego poznać po wyrazie swojej twarzy.
-Naprawdę nie wiesz Malfoy?- zaśmiałam się podchodząc do
niego dwa kroki bliżej, ale od razu cofnęłam się sześć do tyłu gdy on też
chciał zmniejszyć dystans między nami- Będę chodziła z tobą do Hogwaru,
cieszysz się? –uniosłam brwi do góry i uśmiechnęłam się jak głupi do sera. Blondyn był wyraźnie zaskoczony moją
odpowiedział i przez dłuższą chwilkę milczał.- Halooo!! Ziemia do Smoczka!-
zaczęłam wymachiwać dłonią przed jego twarzą
-Ty mówisz serio?- urwał i rzucił mi oczekujące odpowiedzi
natychmiastowej spojrzenie.
-Nie, tylko się tak droczę- zaczęłam i podeszłam do niego na
tyle blisko aby obwinąć mu ramiona wokół szyi, oby ten ręczni dobrze się
trzymał. Malfoy kompletnie zaskoczony patrzył co zamieram dalej zrobić- Ojciec
pozwolił mi spędzić z tobą upojną noc, myślisz że pozwoliłby mi na naukę w
Hogwarcie? Daruj.. Po prostu chcę się zabawić i tyle. Chyba ty też masz na to
ochotę, co Dracuś?- popatrzyłam mu głęboko w oczy, po czym roześmiałam się chłopakowi
prosto w twarz i chyba nawet go oplułam.
-Co ty wyprawiasz kretynko?!-wrzasną oburzony Smok-Nadal nie
mam jęcia co tutaj robisz ale mam nadzieję że długo nie zostaniesz bo ze
świruję tu kompletnie- sykną i oddał mi różdżkę- kolacja z dziesięć minut, spojrzał
na mnie i ruszył do wyjścia.
-I świetnie, tam się dowiesz po co tu jestem- odwróciłam się
i weszłam do łazienki, minęło jeszcze parę sekund nim usłyszałam zamykające się
drzwi. Wkurzył się, nie miał o co tak swoją drogą ale jego gniew to moja radość
także punkt dla mnie- uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam się ubierać. Przy
zakładaniu bielizny myślałam o jego oczach i włosach. Gdy zapinałam zamek spódnicy wyobrażałam sobie ja on ją rozpina, a przy zakładaniu
bluzki skarciłam się za te chore fantazje o nim.
-Opanuj się dziewczyno- szepnęłam do swojego odbicia i
wyszłam z łazienki zmierzając na kolację z Malfoyami.
***
-Pomóc ci ciociu Narcyzo?-zapytałam grzecznie wchodząc do
kuchni
-Nie skarbie- uśmiechnęła się pogodnie i położyła mi dłoń na ramieniu- Chodźmy do
jadalni- gestem dłoni wskazała którędy mam iść. Malfoy senior i Malfoy junior
już siedzieli przy suto zastawionym stole i nakładali na talerz jakieś pysznie
wyglądające kawałeczki mięsa, aż poczułam skręcający się żołądek gdyż zdałam
sobie sprawę że to będzie mój pierwszy posiłek w ciągu dnia, usiadłam
naprzeciwko Dracona po czym wyciągnęłam rękę po nieziemsko pachnący kawałek
łososia w sosie koperkowym.
-Draconie-głos zabrał pan domu- Jak już zauważyłeś Dillian u
nas zamieszka przez najbliższe parę dni, ponieważ od września będzie wraz z
tobą uczestniczyła na zajęcia w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Ja
wraz z Gideonem mamy nadzieję że dobrze się nią zajmiesz- Draco spojrzał na
mnie spod zwężonych do granic wytrzymałości powiek po czym ku mojemu zdziwieniu
wybuch, tak po prostu jak bańka mydlana i zaczął krzyczeć na ojca
-Czy wy do końca pogłupieliście! Nie widzicie jak Czarny Pan
się z nią cacka, jak z jakimś cholernym jajkiem!-lekko otworzyłam usta ze zdziwienia, o czym on w ogóle mówi
-Opanuj się bo tego pożałujesz- groźnie Lucjusz spojrzał na swojego
pierworodnego, Narcyza w tym czasie siedziała z kamienną twarzą jakby taka
sytuacja była codziennością.
-Nie uspokajaj mnie! Merlinie! Przez tyle lat siedziała z Vihainenem
w tym cholernym zamczysku, nigdy nie
pozwalano jej wychodzić, obserwowano każdy jej ruch a teraz w tak niespokojnych
czasach wysyłacie ją ot tak do tej dziury?! Nie wiem o co z nią chodzi ale
widzę że Czarnemu Panu na niej zależy jak na zagładzie Pottera dlatego nie
rozumiem tego co wyprawiacie. Jesteście pojebani! –po tych słowach dolna
szczęka opadła mi kompletnie. Draco Malfoy, zawsze taki ułożony, idealny,
zakochany we własnym ojcu teraz wrzeszczał na niego jak jakaś baba a ja nie
wiem nawet o co mu chodzi. Tak bardzo mu nie na rękę że będzie tam z nim? Niech
sobie tak nie schlebia, jestem jak kot, chcę chodzić własnymi ścieżkami i nie
będzie się słuchała jakiegoś rozwydrzonego arystokraty. W tym momencie Lucjusz
gwałtownie wstał i wycelował w syna różdżkę, od razu jego usta się zamknęły i
opuścił wzrok jakby wiedział co za chwilę się wydarzy.
-Crucio- wyszeptał zaklęcie niewybaczalne. Bezwładnie ciało
Dracona opadło na podłogę. Chłopak zaczął krzyczeć a z jego oczu poleciały łzy.
Spojrzałam na Narcyzę, która wyglądała spokojnie ale ja wiedziałam że tłumi
swoje własne łzy, kochała swojego syna ponad wszystko ale bała się męża jeszcze
bardziej. Nie wiedziałam co mam robić więc siedziałam grzecznie i obserwowałam
jak blondyn wije się w wielkim cierpieniu. Nie pierwszy raz widziałam przecież
ofiary tego zaklęcia, jednakże nigdy nie pomyślałabym że Lucjusz Malfoy tak
okrutnie potraktuje swojego pierworodnego.
-Może wystarczy Lucjuszu- odezwała się z nadzieją w głosie
Narcyza- Draco na pewno już zrozumiał że popełnił błąd. Spojrzała mężowi prosto
w oczy ale ten tylko odwrócił wzrok i od parskną jadowite „Nie” które odbiło
się echem po pokoju. Jeszcze przez dobre parę sekund znęcał się nad biednym
chłopakiem którego zrobiło mi się naprawdę żal, po czym opuścił różdżkę i
popatrzył na mnie. Poczułam strach i lekko zaczęłam panikować, przecież mi nic
nie może zrobić, nie może.
-Dillian bardzo cię przepraszam że przerwałem ci posiłek-
jakby nigdy nic uśmiechną się i podał mi kieliszek w wodą- Może jesteś
spragniona- zagadał , nie zwracając najmniejszej uwagi na ciało kulące się praktycznie
pod jego stopami. Narcyza klęczała przy nim i podała mu jakąś fiolkę zapewne z
eliksirem wzmacniającym. Draco szybko wciągną powietrze i zaczął się krztusić.
Chciałam mu pomóc na znak naszej dawnej wielkiej przyjaźni ale bałam się jak
Lucjusz by na to zareagował dlatego bezpieczniej było siedzieć na tyłku i nim rozmawiać, chociaż nie miałam na to
absolutnie żadnej ochoty.
-Panie Malfoy, przepraszam za moje zuchwalstwo, ale czy mogę
dokończyć kolację w swoim pokoju? Jestem naprawdę zmęczona.- spojrzałam na
niego w nadzieją, nie licząc na zgodzę. On tylko kiwną głową ze zrozumieniem i
odprawił mnie machnięciem ręki mówiąc że skrzat przyniesie mi kolację.
Pospiesznie wstałam i opuściłam jadalnie, a po schodach praktycznie biegłam jak
strzała nie wiedząc dlaczego widok cierpiącego Dracona tak mną wstrząsną.
Zazwyczaj karanie klątwą Cruciatusa dawało mi chorą satysfakcję co bardzo
cieszyło mojego ojca że chociaż trochę przypominam jego osobę. Kładąc się na
kanapie w moim tymczasowy pokoju nie mogłam wyrzucić z głowy słów Smoka. Niby
dlaczego Czarny Pan traktuje mnie jak jajko. Widziałam go tylko raz, gdy miałam
10 lat i od tej pory nie dostawałam zezwoleń na uczestniczenie w zgromadzeniach
Śmierciożerców. Nie żeby mnie to nie cieszyło, bo nie uśmiechało mi się
mordować mugoli i szlamy, lubiłam ich torturować a nie zabijać, a to jest
różnica, chyba..
-No chyba nie-zadrwiłam z samej siebie, jak ja mogę się
porównywać do mamą. Ona nigdy by nie zostawiła tak Draco, nie katowałaby
niewinnych i na pewno nie chciałaby abym ja to robiła, ale jakaś część mnie to
lubiła. Ta chora, nie wyżyta, pragnąca krwi część mnie którą zawsze chciałam
wyplenić ale nie umiałam bo ojczulek dbał o nią bardziej niż o swoje kochanki.
W tym momencie pojawił się skrzat z moją kolacją, coś do mnie
powiedział, nie wiem co, po prostu zjadłam parę kęsów ryby i popiłam wodą. Ode
chciało mi się jeść, nie mogłam zapomnieć twarzy młodego Malfoya gdy Lucjusz go
katował. Zawsze pewny siebie, arogancki blondyn znikną a pojawił się dziwny,
nie znany mi, czujący i kochający Draco. Chciałam zasnąć jak najszybciej,
rozebrałam się i niedbale rzuciłam w kąt ubrania po czym położyłam się na
miękkim łożu z baldachimem, był obłędnie wygodne. Mam nadzieję że nie nawiedzą
mnie koszmary senne, machnęłam jeszcze tylko różdżką i wyszeptałam pod nosem
ciche „Nox”. Gdy zgasły wszystkie światłą w pokoju od razu zrobiło się jakoś
tak mroczniej a księżyc w pełni wcale tego nie poprawiał. „Zaśnij” powtarzałam
sobie raz koło razu ale to nie pomogło.
Złapałam ponowie różdżkę i wypowiedziałam koleinie zaklęcie „Lumos” a
światło znów zawitało w moim pokoju. Podeszłam do kufra na którym widniały moje
inicjały i otworzyłam go. Od razu znalazłam to czego potrzebowałam, eliksir
słodkiego snu. Wróciłam do łóżka i go wypiłam jednym duszkiem. Przespałam całą
noc bez ani jednego koszmaru.
***
Cały mój
pobyt w Malfoy Manor wyglądał tak samo, jadłam, spałam i mieszałam eliksiry dla
rozrywki. Świetnie, wyłączcie to zawrotne tępo bo zaraz umrę z wycieńczenia.
Lucjusza praktycznie nie widywałam, Narcyza też gdzieś znikała na całe dni. Od
tamtego pamiętnego wieczoru nie
widziałam nawet Draco i zżerała mnie ciekawość jak się czuję. Niestety czułam
się tak samo jak w domu tylko bez wiecznego powtarzania że jestem lepsza bo w
moich żyłam płynie czysta krew . Zawsze coś. Dziś był 31 sierpnia a ja nadal
nie miała żadnych książek szkolnych, nikt się mną nawet nie interesował. Równie
dobrze mogłabym się utopić w wannie lub wyskoczyć przez okno. Spodobała mi się
wizja samobójcza bo w końcu miałaby święty spokój i spotkałabym się z mamą ale
wiem że muszę żyć. Na końcu zawsze jest dobrze, a teraz jeszcze tak nie jest
więc to jeszcze nie jest zakończenie mojej historii malowanej pędzlem życia.
Zaczęłam krążyć po pokoju. Postanowiłam z niego wyjść i poszukać Draco. Nawet
jeśli go nie znajdę to pomyszkuję trochę w tym ogromnym domu. Gdy tylko
otworzyłam drzwi z miną która mówiła „Jestem wesołym podróżnikiem i będę odkrywać
świat” walnęłam w cos twardego i ciepłego. Malfoy.
-Witaj królewno, wybierzesz się ze mną na Pokątną po
potrzebne rzeczy na rozpoczynający się jutro rok szkolny? –zapytał znając
dobrze moją odpowiedź
-Tak! Błagam, zabierz mnie stąd bo zaraz eksploduję z nudy-
naprawdę się ucieszyłam że mamy iść na jakaś Pokątną. Cisnęło mi się na język
tyle pytań ale postanowiłam zachować je na później, rzuciłam tylko w jego
stronę krótkie „Jak tam?” a brak odpowiedzi z jego strony poirytował mnie tak
bardzo że kopnęłam go w kostkę.
-O co ci chodzi? –spytał lekko zażenowany moim zachowaniem
-Zadałam ci proste pytanie a ty nawet nie raczyłeś na nie mi
odpowiedzieć- syknęłam, w sumie nie byłam na niego zła latało mi koło nosa co
tam u niego ale jakoś było mi po prostu przykro że nie miał nawet ochoty
odpowiedzieć mi tandetne „Dobrze”. Draco pokręcił głową i dał mi do ręki proszek
Fiuu
-Wiesz jak się z nim obchodzić, prawda?
-Oczywiście, za kogo ty mnie masz pacanie?- już nie byłam
smutna, teraz powróciła złość
-Spokojnie, mam się tobą opiekować na Pokątnej więc chciałem
się upewnić, tylko tyle, nic do ciebie nie mam. Ty do mnie tak ale ja nie- uniósł
ręce do góry a ja się lekko uśmiechnęłam
-Masz rację, mam do ciebie żal i ty dobrze wiesz dlaczego- przewrócił
teatralnie oczami i wszedł do kominka
-Na Pokątną! –krzykną i znikną. Od
razu za nim zrobiłam to ja.
***
Gwar. Piski. Śmiechy i pełno ludzi. Masa ludzi oraz milion
dzieci obijających się non stop o mnie. W powietrzu unosił się zapach kremowego
piwa, słodyczy, książek i drewna oraz zapachy których nie potrafiłam
zidentyfikować. Nie przeszkadzało mi to jednak, byłam tym wszystkim
zafascynowana. Ludzie witali się, obściskiwali a pary całowały. Zachłannie
pochłaniałam każdy milimetr tej ulicy. Zakochałam się w życiu. Warto było
siedzieć w klatce przez szesnaście lat aby teraz móc cieszyć się tym wszystkim
chociaż przez chwilę.
-Podoba się?-odwróciłam się w stronę Dracona na którego
twarzy znów zagościł uśmieszek, na którego widok na sto procent rozpływało się
większość dziewcząt w szkole ale na pewno nie ja. Czy tak naprawdę na pewno? Tak,
nie mam co do tego wątpliwości to tylko „kolega” i przy okazji jedyny mój
rówieśnik jakiego znam. Mogło mi odbić na jego punkcie ale tylko na chwilkę.
Jutro na pewno poznam nowych ludzi i wszystko wróci do jakiejś normalności. O
ile moje życie można nazwać normalnym. Przestałam już o tym myśleć i
odpowiedziałam na zadane mi pytanie.
-Nawet nie wiesz jak- złapałam go za rękę aby się nie zgubić
w tłumie. Chodź ten blond kołtun trudno
było zgubić, czułam się lepiej trzymając go za dłoń. Nie żebym mu
wybaczyła incydent sprzed 7 lat bo do tego nie prędko dojdzie, jeśli w ogóle
tak się stanie, po prostu , dotyk jego skóry na mojej uspokajał gotujące się we
mnie emocje. Ku mojemu zdziwieniu nie odtrącił mnie a zacisną mocniej uścisk-
Dziękuję- uśmiechnęłam się i ruszyłam za nim- Gdzie najpierw idziemy Draco?-
zapytałam z cholerną ciekawością w głosie że nawet on się zaśmiał.
-Spokojnie dziecko, nie eksploduj mi tu- prychną ale w taki
jakiś przyjazny sposób że czułam się nie obrażona za nazwanie mnie dzieckiem.-
Idziemy do księgarni Esy i Floresy po nowe podręczniki.-na słowo księgarnia w
moich oczar zatańczyły wesołe ogniki które momentalnie zgasły.
-Draco…- zaczęłam- Ja nie mam przy sobie żadnych pieniędzy-
spojrzałam na niego a on tylko ukazał mi wachlarz śnieżnobiałych zębów.
-Spokojnie , ja to załatwię. Nie wiem czy już zauważyłaś ale
pieniędzy mi nie brakuje- po tych słowach roześmiałam się szczerym i melodyjnym
śmiechem. Naprawdę, to nie był udawany, sztuczny śmiech. Byłam mu za to
wdzięczna, nie musiał ze mną żartować, mógł tylko lec mnie za sobą z niechęcią
a tego nie zrobił. W pewnym momencie nie wiedzieć czemu Draco staną na środku
ulicy przed rudym, dość pulchnym chłopakiem.
-Oho, widzę że masz Malfoy nową kochankę- zakpił, a ja aż
zagotowałam się ze złości. Czy naprawdę wyglądam na puszczalską zdzirę? Szerzę
wątpię. Draco puścił moją dłoń i podszedł bliżej do rudego.
-Przestań mi wchodzić w drogę Wieprzlej a dobrze się to dla
ciebie skończy- sykną tak jadowicie że gdyby słowami można było zabić, rudy by
już padł.- Wracaj kupować stare podręczniki i pilnuj swojej szlamy bo wątpię
żeby chciała się z tobą pokazywać publicznie, jak ty w ogóle wyglądasz-
zmierzył chłopaka z obrzydzeniem i zwrócił się do mnie- Chodź, nie mamy czasu
na takich zdrajców krwi.- wyminą czerwonego ze złości piegusa i już mieliśmy wejść
do pierwszego sklepu gdy rudy rzucił się na Dracona i zaczął okładać go pięściami.
Przewrócił Malfoya na chodnik i teraz oboje bili się w najlepsze - To za
nazwanie Hermiony szlamą ty egoistyczny arystokrato!-krzykną przeciwnik Smoka. Nie
myśląc dłużej nad tym co mam zrobić wycelowałam w rudego różdżką i krzyknęłam
- Mobilicorpus!- momentalnie
chłopak zaczął unosić się w powierzu- Draco wstał i patrzył jak nazywany przez
niego przedtem „Wieprzlej” miota się w powietrzu
-Puść mnie idiotko, jesteś walnięta czy co!?- darł się na
całe gardło. Już go nie lubię najchętniej poćwiartowałbym go zaklęciem tnącym
ale za dużo gapiów nas otoczyło.
-Może troszkę piegusie- zaśmiał się złowieszczo i zaczęłam
nim potrząsać w powierzu a ten krzyczał wniebogłosy- Teraz jak przestanę
przeprosisz ładnie Pana Malfoya rozumiesz?
-Nigdy nie przeproszę tej pojebanej fretki!
-Sam wybrałeś- po tych słowach cisnęłam nim w najbliższy
budynek a na całej ulicy zapanowała taka cisza że aż sama nie dowierzałam w to
co zrobiłam. Ojciec byłby dumy, co, dlaczego ja o tym w ogóle pomyślałam, nie zrobiłam
tego ze względu na niego. Poczułam jak setki par oczu mnie namierzają. Pięknie
teraz wszyscy będą mnie mieli za psychopatkę i jakąś walniętą a ja tylko chciałam pomóc. Przypomniałam sobie
o Draco, okazało się że stał za mną i z lekkim niedowierzaniem co właśnie się
wydarzyło poklepał mnie po ramieniu i zaśmiał się.
-Nie musiałaś mi pomagać, poradziłbym sobie sam- popatrzył
na mnie spod byka- Ale zrobiłaś takie piękne przedstawienie że nie mogę się na
ciebie dłużej gniewać- uniósł wymownie brwi do góry. Nie zdążyłam nic mu
odpowiedzieć bo usłyszałam za sobą czyiś głos
-Smoku!! Kto to jest?- czarnoskóry chłopak uśmiechną się do
mnie po czym uścisną dłoń Dracona- Nieźle załatwiła tego Gryfiaka, kto by
pomyślał że taka pchła a dokazuje.
-Mój drogi przyjacielu to jest słynna w naszym gronie
Dillian Vihainen- na dźwięk mojego nazwiska mina chłopaka zbladła, nie wiem
czemu tak zareagował, to było bardzo dziwne. Czy zna on mojego ojca i do kurwy
nędzy dlaczego jestem sławna w ICH gronie? Jakich ICH?- Spokojnie Diable, ona jest
w porządku - uspokoił go Malfoy a nowo
przybyły chłopak chwycił mą dłoń i złożył na niej pocałunek, czułam się
dziwacznie, tak jak wtedy gdy ojciec powiedział że mnie kocha, no takie rzeczy są
mega dziwne, dlatego zawsze doszukuję się w nich jakiegoś podstępu. Tutaj nic takiego
nie wyczułam.
-Blaise Zabini- przedstawił się. Hmm… Zabini skądś znam to
nazwisko, ale nie wiem skąd.
-Bardzo mi miło Blaise- uśmiechnęłam się trochę nerwowo-
Jesteś przyjacielem Draco?- zagadałam
-Tak, zna tego idiotę już parę dobrych lat- wyszczerzył się
chłopak, na co Malfoy walną go po przyjacielsku w ramię.- Jak widzę zmierzacie do Esów i Floresów-
trafnie zauważył- Niestety ja już
wszystko mam więc nie mogę wam towarzyszyć- udał smutnego
-Nie marz się Diable, jutro spotkamy się w pociągu. Nie marz
się Zabini- Draco poklepał go plecach po
czym zwrócił się do mnie- Mamy niewiele czasu, chodź.- rzucił w moją stronę i wszedł
do księgarni.
-Do zobaczenia Dillian, mam nadzieję że również się jutro
zobaczymy-mizdrzył się Blaise
-Już nie mogę się doczekać!-zaśmiałam się i poszłam na
poszukiwanie Smoka
***
-Dobra królewno, mamy już wszystko czego potrzebujesz-
podsumował nasze zakupy blondyn- Zostało nam jeszcze troszkę czasu więc, co
powiesz na rurkę z kremem?- widząc zdegustowanie na mojej twarzy roześmiał się
na cały głos- Ależ spokojnie mały zboczeńcu, miałem na myśli coś innego-
oblałam się czerwonym jak truskawka rumieńcem. Jak ja w ogóle mogłam o tym
pomyśleć.
-Eee.. pewnie możemy pójść, tylko nie na rurkę- mój komentarz
jeszcze bardziej rozbawił Malfoya.
-To na co masz ochotę- opanował śmiech i zapytał z wielkim
bananem na twarzy
-Na loda! –krzyknęłam jak mała dziewczynka aż parę
przechodzących obok ludzi obróciło się i pokręciło głową.
-Na loda?- spojrzał na mnie z głupim uśmieszkiem
-Tak mam ochotę na loda Malfoy- dumnie odpowiedziałam chłopakowi- To że masz kudłate myśli to już nie jest mój problem.- zignorowałam jego zażenowanie. Sama byłam trochę zboczona, może trochę więcej niż trochę ale w granicach normalności.
– Żeś teraz dowaliła jak łysy warkoczem o kant kuli, ale niech ci będzie- popatrzyłam na niego spod byka a on skręcił w lewo zostawiając mnie lekko za sobą. Już z daleka widział napis „Lodziarnia Floriana Fortescue”, aż ślinka mi pociekła na myśl o truskawkowych lodach, albo czekoladowych. O tak! Czekoladowe z bitą śmietaną i tęczową posypką.
-Tak mam ochotę na loda Malfoy- dumnie odpowiedziałam chłopakowi- To że masz kudłate myśli to już nie jest mój problem.- zignorowałam jego zażenowanie. Sama byłam trochę zboczona, może trochę więcej niż trochę ale w granicach normalności.
– Żeś teraz dowaliła jak łysy warkoczem o kant kuli, ale niech ci będzie- popatrzyłam na niego spod byka a on skręcił w lewo zostawiając mnie lekko za sobą. Już z daleka widział napis „Lodziarnia Floriana Fortescue”, aż ślinka mi pociekła na myśl o truskawkowych lodach, albo czekoladowych. O tak! Czekoladowe z bitą śmietaną i tęczową posypką.
-Wielokrotnie
powtarzałem ci że jesteś jak dziecko ale dziś to szczyt wszystkiego- zakpił
patrzać jak zlizuję bitą śmietanę z kącików ust. Zawsze musiał się wyciapać ,
tak dla zasady, dziś nie było wyjątku. Blondyn nie brał lodów, a ja nie
wnikałam dlaczego, grunt że ja miałam rożek w łapce. Draco poinformował mnie że
musimy już wracać. Spędziliśmy na Pokątnej ponad sześć godzin! Ale ten czas
szybko leci! Jutro rano miałam zacząć największą przygodę mojego życia,
pojechać słynnym Hogwart Express do miejsca gdzie nigdy nie spodziewałam się
znaleźć. Czułam w brzuchu radość, trochę strachu i ekscytacji oraz jakieś
dziwne uczucie ale nie zastanawiałam się co to może być, ważne że już nie będę
musiała siedzieć z ojcem w tym paskudnym zamczysku.
Kolejny rozdział i brak zaskoczeń. Jest przeuroczy, tym bardziej spotkanie z Zabinim ❤
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam za Lucjuszem i jakimkolwiek jego sposobem wychowania.
A Dillian wydaje się bardzo fajną postacią c:
Pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie równie szybko i że nie stracisz weny ❤
Pozdrawiam, Black