Przejdź do głównej zawartości

Rozdział II

        Malfoy stał oparty o framugę drzwi uśmiechając się tryumfalnie z sytuacji jaką mi zgotował. Byłam kompletnie bezbronna i cóż naga, pod ręcznikiem nic nie miałam, nawet bielizny. Co mi przyszło do głowy aby paradować zawinięta jak naleśnik w obcym domu i to z wiedzą że mieszka tu przystojny ex przyjaciel.
-Odezwiesz się czy będziesz minie nadal pożerała wzrokiem?- zadrwił Smok wyrywając mnie z kalkulacji mojej sytuacji.
- Oddasz mi różdżkę i pozwolisz się ubrać Malfoy? – syknęłam poirytowana
-Mój dom, moje zasady słoneczko- znów na jego twarzy zagościł ten podły uśmieszek- Co ty tu w ogóle robisz? Tatulek wypuścił królewnę z zamczyska?- zaśmiał się, nie wiem dokładnie czy ze swojego kiepskiego żartu, czy raczej jednak z mojej zdegustowanej miny.
-Zaraz będzie kolacja, muszę się ubrać- zaczęłam powoli i spokojnie- Więc spadaj Draco! – po czym wrzasnęłam na niego i tupnęłam nogą jak mała dziewczynka, którą w głębi duszy nadal byłam.
-Dilliano Agrypino Vihainen- wzdrygnęłam się na formalny wygłos mojego imienia-Nie unoś się tak, nie jesteś u siebie a ja nie będę tolerował takiego zachowania. A teraz może mi łaskawie wytłumaczysz skąd się tu wzięłaś? –w jego głosie było słychać ciekawość i szczere zdezorientowanie wywołane moją obecnością lecz nie dawał tego poznać po wyrazie swojej twarzy.
-Naprawdę nie wiesz Malfoy?- zaśmiałam się podchodząc do niego dwa kroki bliżej, ale od razu cofnęłam się sześć do tyłu gdy on też chciał zmniejszyć dystans między nami- Będę chodziła z tobą do Hogwaru, cieszysz się? –uniosłam brwi do góry i uśmiechnęłam się jak głupi do sera.  Blondyn był wyraźnie zaskoczony moją odpowiedział i przez dłuższą chwilkę milczał.- Halooo!! Ziemia do Smoczka!- zaczęłam wymachiwać dłonią przed jego twarzą
-Ty mówisz serio?- urwał i rzucił mi oczekujące odpowiedzi natychmiastowej spojrzenie.
-Nie, tylko się tak droczę- zaczęłam i podeszłam do niego na tyle blisko aby obwinąć mu ramiona wokół szyi, oby ten ręczni dobrze się trzymał. Malfoy kompletnie zaskoczony patrzył co zamieram dalej zrobić- Ojciec pozwolił mi spędzić z tobą upojną noc, myślisz że pozwoliłby mi na naukę w Hogwarcie? Daruj.. Po prostu chcę się zabawić i tyle. Chyba ty też masz na to ochotę, co Dracuś?- popatrzyłam mu głęboko w oczy, po czym roześmiałam się chłopakowi prosto w twarz i chyba nawet go oplułam.
-Co ty wyprawiasz kretynko?!-wrzasną oburzony Smok-Nadal nie mam jęcia co tutaj robisz ale mam nadzieję że długo nie zostaniesz bo ze świruję tu kompletnie- sykną i oddał mi różdżkę- kolacja z dziesięć minut, spojrzał na mnie i ruszył do wyjścia.
-I świetnie, tam się dowiesz po co tu jestem- odwróciłam się i weszłam do łazienki, minęło jeszcze parę sekund nim usłyszałam zamykające się drzwi. Wkurzył się, nie miał o co tak swoją drogą ale jego gniew to moja radość także punkt dla mnie- uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam się ubierać. Przy zakładaniu bielizny myślałam o jego oczach i włosach. Gdy zapinałam zamek  spódnicy  wyobrażałam sobie ja on ją rozpina, a przy zakładaniu bluzki skarciłam się za te chore fantazje o nim.
-Opanuj się dziewczyno- szepnęłam do swojego odbicia i wyszłam z łazienki zmierzając na kolację z Malfoyami.
                                                                               ***
-Pomóc ci ciociu Narcyzo?-zapytałam grzecznie wchodząc do kuchni
-Nie skarbie- uśmiechnęła się pogodnie  i położyła mi dłoń na ramieniu- Chodźmy do jadalni- gestem dłoni wskazała którędy mam iść. Malfoy senior i Malfoy junior już siedzieli przy suto zastawionym stole i nakładali na talerz jakieś pysznie wyglądające kawałeczki mięsa, aż poczułam skręcający się żołądek gdyż zdałam sobie sprawę że to będzie mój pierwszy posiłek w ciągu dnia, usiadłam naprzeciwko Dracona po czym wyciągnęłam rękę po nieziemsko pachnący kawałek łososia w sosie koperkowym.
-Draconie-głos zabrał pan domu- Jak już zauważyłeś Dillian u nas zamieszka przez najbliższe parę dni, ponieważ od września będzie wraz z tobą uczestniczyła na zajęcia w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Ja wraz z Gideonem mamy nadzieję że dobrze się nią zajmiesz- Draco spojrzał na mnie spod zwężonych do granic wytrzymałości powiek po czym ku mojemu zdziwieniu wybuch, tak po prostu jak bańka mydlana i zaczął krzyczeć na ojca
-Czy wy do końca pogłupieliście! Nie widzicie jak Czarny Pan się z nią cacka, jak z jakimś cholernym jajkiem!-lekko otworzyłam usta  ze zdziwienia, o czym on w ogóle mówi
-Opanuj się bo tego pożałujesz- groźnie Lucjusz spojrzał na swojego pierworodnego, Narcyza w tym czasie siedziała z kamienną twarzą jakby taka sytuacja była codziennością.
-Nie uspokajaj mnie! Merlinie! Przez tyle lat siedziała z Vihainenem  w tym cholernym zamczysku, nigdy nie pozwalano jej wychodzić, obserwowano każdy jej ruch a teraz w tak niespokojnych czasach wysyłacie ją ot tak do tej dziury?! Nie wiem o co z nią chodzi ale widzę że Czarnemu Panu na niej zależy jak na zagładzie Pottera dlatego nie rozumiem tego co wyprawiacie. Jesteście pojebani! –po tych słowach dolna szczęka opadła mi kompletnie. Draco Malfoy, zawsze taki ułożony, idealny, zakochany we własnym ojcu teraz wrzeszczał na niego jak jakaś baba a ja nie wiem nawet o co mu chodzi. Tak bardzo mu nie na rękę że będzie tam z nim? Niech sobie tak nie schlebia, jestem jak kot, chcę chodzić własnymi ścieżkami i nie będzie się słuchała jakiegoś rozwydrzonego arystokraty. W tym momencie Lucjusz gwałtownie wstał i wycelował w syna różdżkę, od razu jego usta się zamknęły i opuścił wzrok jakby wiedział co za chwilę się wydarzy.
-Crucio- wyszeptał zaklęcie niewybaczalne. Bezwładnie ciało Dracona opadło na podłogę. Chłopak zaczął krzyczeć a z jego oczu poleciały łzy. Spojrzałam na Narcyzę, która wyglądała spokojnie ale ja wiedziałam że tłumi swoje własne łzy, kochała swojego syna ponad wszystko ale bała się męża jeszcze bardziej. Nie wiedziałam co mam robić więc siedziałam grzecznie i obserwowałam jak blondyn wije się w wielkim cierpieniu. Nie pierwszy raz widziałam przecież ofiary tego zaklęcia, jednakże nigdy nie pomyślałabym że Lucjusz Malfoy tak okrutnie potraktuje swojego pierworodnego.
-Może wystarczy Lucjuszu- odezwała się z nadzieją w głosie Narcyza- Draco na pewno już zrozumiał że popełnił błąd. Spojrzała mężowi prosto w oczy ale ten tylko odwrócił wzrok i od parskną jadowite „Nie” które odbiło się echem po pokoju. Jeszcze przez dobre parę sekund znęcał się nad biednym chłopakiem którego zrobiło mi się naprawdę żal, po czym opuścił różdżkę i popatrzył na mnie. Poczułam strach i lekko zaczęłam panikować, przecież mi nic nie może zrobić, nie może.
-Dillian bardzo cię przepraszam że przerwałem ci posiłek- jakby nigdy nic uśmiechną się i podał mi kieliszek w wodą- Może jesteś spragniona- zagadał , nie zwracając najmniejszej uwagi na ciało kulące się praktycznie pod jego stopami. Narcyza klęczała przy nim i podała mu jakąś fiolkę zapewne z eliksirem wzmacniającym. Draco szybko wciągną powietrze i zaczął się krztusić. Chciałam mu pomóc na znak naszej dawnej wielkiej przyjaźni ale bałam się jak Lucjusz by na to zareagował dlatego bezpieczniej było siedzieć na tyłku i  nim rozmawiać, chociaż nie miałam na to absolutnie żadnej ochoty.
-Panie Malfoy, przepraszam za moje zuchwalstwo, ale czy mogę dokończyć kolację w swoim pokoju? Jestem naprawdę zmęczona.- spojrzałam na niego w nadzieją, nie licząc na zgodzę. On tylko kiwną głową ze zrozumieniem i odprawił mnie machnięciem ręki mówiąc że skrzat przyniesie mi kolację. Pospiesznie wstałam i opuściłam jadalnie, a po schodach praktycznie biegłam jak strzała nie wiedząc dlaczego widok cierpiącego Dracona tak mną wstrząsną. Zazwyczaj karanie klątwą Cruciatusa dawało mi chorą satysfakcję co bardzo cieszyło mojego ojca że chociaż trochę przypominam jego osobę. Kładąc się na kanapie w moim tymczasowy pokoju nie mogłam wyrzucić z głowy słów Smoka. Niby dlaczego Czarny Pan traktuje mnie jak jajko. Widziałam go tylko raz, gdy miałam 10 lat i od tej pory nie dostawałam zezwoleń na uczestniczenie w zgromadzeniach Śmierciożerców. Nie żeby mnie to nie cieszyło, bo nie uśmiechało mi się mordować mugoli i szlamy, lubiłam ich torturować a nie zabijać, a to jest różnica, chyba..
-No chyba nie-zadrwiłam z samej siebie, jak ja mogę się porównywać do mamą. Ona nigdy by nie zostawiła tak Draco, nie katowałaby niewinnych i na pewno nie chciałaby abym ja to robiła, ale jakaś część mnie to lubiła. Ta chora, nie wyżyta, pragnąca krwi część mnie którą zawsze chciałam wyplenić ale nie umiałam bo ojczulek dbał o nią bardziej niż o swoje kochanki.                                                                        W tym momencie pojawił się skrzat z moją kolacją, coś do mnie powiedział, nie wiem co, po prostu zjadłam parę kęsów ryby i popiłam wodą. Ode chciało mi się jeść, nie mogłam zapomnieć twarzy młodego Malfoya gdy Lucjusz go katował. Zawsze pewny siebie, arogancki blondyn znikną a pojawił się dziwny, nie znany mi, czujący i kochający Draco. Chciałam zasnąć jak najszybciej, rozebrałam się i niedbale rzuciłam w kąt ubrania po czym położyłam się na miękkim łożu z baldachimem, był obłędnie wygodne. Mam nadzieję że nie nawiedzą mnie koszmary senne, machnęłam jeszcze tylko różdżką i wyszeptałam pod nosem ciche „Nox”. Gdy zgasły wszystkie światłą w pokoju od razu zrobiło się jakoś tak mroczniej a księżyc w pełni wcale tego nie poprawiał. „Zaśnij” powtarzałam sobie raz koło razu ale to nie pomogło.  Złapałam ponowie różdżkę i wypowiedziałam koleinie zaklęcie „Lumos” a światło znów zawitało w moim pokoju. Podeszłam do kufra na którym widniały moje inicjały i otworzyłam go. Od razu znalazłam to czego potrzebowałam, eliksir słodkiego snu. Wróciłam do łóżka i go wypiłam jednym duszkiem. Przespałam całą noc bez ani jednego koszmaru.                                                                                                                                    
                                                                                  ***
              Cały mój pobyt w Malfoy Manor wyglądał tak samo, jadłam, spałam i mieszałam eliksiry dla rozrywki. Świetnie, wyłączcie to zawrotne tępo bo zaraz umrę z wycieńczenia. Lucjusza praktycznie nie widywałam, Narcyza też gdzieś znikała na całe dni. Od tamtego pamiętnego  wieczoru nie widziałam nawet Draco i zżerała mnie ciekawość jak się czuję. Niestety czułam się tak samo jak w domu tylko bez wiecznego powtarzania że jestem lepsza bo w moich żyłam płynie czysta krew . Zawsze coś. Dziś był 31 sierpnia a ja nadal nie miała żadnych książek szkolnych, nikt się mną nawet nie interesował. Równie dobrze mogłabym się utopić w wannie lub wyskoczyć przez okno. Spodobała mi się wizja samobójcza bo w końcu miałaby święty spokój i spotkałabym się z mamą ale wiem że muszę żyć. Na końcu zawsze jest dobrze, a teraz jeszcze tak nie jest więc to jeszcze nie jest zakończenie mojej historii malowanej pędzlem życia. Zaczęłam krążyć po pokoju. Postanowiłam z niego wyjść i poszukać Draco. Nawet jeśli go nie znajdę to pomyszkuję trochę w tym ogromnym domu. Gdy tylko otworzyłam drzwi z miną która mówiła „Jestem wesołym podróżnikiem i będę odkrywać świat” walnęłam w cos twardego i ciepłego. Malfoy.
-Witaj królewno, wybierzesz się ze mną na Pokątną po potrzebne rzeczy na rozpoczynający się jutro rok szkolny? –zapytał znając dobrze moją odpowiedź
-Tak! Błagam, zabierz mnie stąd bo zaraz eksploduję z nudy- naprawdę się ucieszyłam że mamy iść na jakaś Pokątną. Cisnęło mi się na język tyle pytań ale postanowiłam zachować je na później, rzuciłam tylko w jego stronę krótkie „Jak tam?” a brak odpowiedzi z jego strony poirytował mnie tak bardzo że kopnęłam go w kostkę.
-O co ci chodzi? –spytał lekko zażenowany moim zachowaniem
-Zadałam ci proste pytanie a ty nawet nie raczyłeś na nie mi odpowiedzieć- syknęłam, w sumie nie byłam na niego zła latało mi koło nosa co tam u niego ale jakoś było mi po prostu przykro że nie miał nawet ochoty odpowiedzieć mi tandetne „Dobrze”. Draco pokręcił głową i dał mi do ręki proszek Fiuu
-Wiesz jak się z nim obchodzić, prawda?
-Oczywiście, za kogo ty mnie masz pacanie?- już nie byłam smutna, teraz powróciła złość
-Spokojnie, mam się tobą opiekować na Pokątnej więc chciałem się upewnić, tylko tyle, nic do ciebie nie mam. Ty do mnie tak ale ja nie- uniósł ręce do góry a ja się lekko uśmiechnęłam
-Masz rację, mam do ciebie żal i ty dobrze wiesz dlaczego- przewrócił teatralnie oczami i wszedł do kominka
-Na Pokątną! –krzykną i znikną.                                                                                                                                          Od razu za nim zrobiłam to ja.
                                                                                    ***
Gwar. Piski. Śmiechy i pełno ludzi. Masa ludzi oraz milion dzieci obijających się non stop o mnie. W powietrzu unosił się zapach kremowego piwa, słodyczy, książek i drewna oraz zapachy których nie potrafiłam zidentyfikować. Nie przeszkadzało mi to jednak, byłam tym wszystkim zafascynowana. Ludzie witali się, obściskiwali a pary całowały. Zachłannie pochłaniałam każdy milimetr tej ulicy. Zakochałam się w życiu. Warto było siedzieć w klatce przez szesnaście lat aby teraz móc cieszyć się tym wszystkim chociaż przez chwilę.
-Podoba się?-odwróciłam się w stronę Dracona na którego twarzy znów zagościł uśmieszek, na którego widok na sto procent rozpływało się większość dziewcząt w szkole ale na pewno nie ja. Czy tak naprawdę na pewno? Tak, nie mam co do tego wątpliwości to tylko „kolega” i przy okazji jedyny mój rówieśnik jakiego znam. Mogło mi odbić na jego punkcie ale tylko na chwilkę. Jutro na pewno poznam nowych ludzi i wszystko wróci do jakiejś normalności. O ile moje życie można nazwać normalnym. Przestałam już o tym myśleć i odpowiedziałam na zadane mi pytanie.
-Nawet nie wiesz jak- złapałam go za rękę aby się nie zgubić w tłumie. Chodź ten blond kołtun trudno  było zgubić, czułam się lepiej trzymając go za dłoń. Nie żebym mu wybaczyła incydent sprzed 7 lat bo do tego nie prędko dojdzie, jeśli w ogóle tak się stanie, po prostu , dotyk jego skóry na mojej uspokajał gotujące się we mnie emocje. Ku mojemu zdziwieniu nie odtrącił mnie a zacisną mocniej uścisk- Dziękuję- uśmiechnęłam się i ruszyłam za nim- Gdzie najpierw idziemy Draco?- zapytałam z cholerną ciekawością w głosie że nawet on się zaśmiał.
-Spokojnie dziecko, nie eksploduj mi tu- prychną ale w taki jakiś przyjazny sposób że czułam się nie obrażona za nazwanie mnie dzieckiem.- Idziemy do księgarni Esy i Floresy po nowe podręczniki.-na słowo księgarnia w moich oczar zatańczyły wesołe ogniki które momentalnie zgasły.
-Draco…- zaczęłam- Ja nie mam przy sobie żadnych pieniędzy- spojrzałam na niego a on tylko ukazał mi wachlarz śnieżnobiałych zębów.
-Spokojnie , ja to załatwię. Nie wiem czy już zauważyłaś ale pieniędzy mi nie brakuje- po tych słowach roześmiałam się szczerym i melodyjnym śmiechem. Naprawdę, to nie był udawany, sztuczny śmiech. Byłam mu za to wdzięczna, nie musiał ze mną żartować, mógł tylko lec mnie za sobą z niechęcią a tego nie zrobił. W pewnym momencie nie wiedzieć czemu Draco staną na środku ulicy przed rudym, dość pulchnym chłopakiem.
-Oho, widzę że masz Malfoy nową kochankę- zakpił, a ja aż zagotowałam się ze złości. Czy naprawdę wyglądam na puszczalską zdzirę? Szerzę wątpię. Draco puścił moją dłoń i podszedł bliżej do rudego.
-Przestań mi wchodzić w drogę Wieprzlej a dobrze się to dla ciebie skończy- sykną tak jadowicie że gdyby słowami można było zabić, rudy by już padł.- Wracaj kupować stare podręczniki i pilnuj swojej szlamy bo wątpię żeby chciała się z tobą pokazywać publicznie, jak ty w ogóle wyglądasz- zmierzył chłopaka z obrzydzeniem i zwrócił się do mnie- Chodź, nie mamy czasu na takich zdrajców krwi.- wyminą czerwonego ze złości piegusa i już mieliśmy wejść do pierwszego sklepu gdy rudy rzucił się na Dracona i zaczął okładać go pięściami. Przewrócił Malfoya na chodnik i teraz oboje bili się w najlepsze - To za nazwanie Hermiony szlamą ty egoistyczny arystokrato!-krzykną przeciwnik Smoka. Nie myśląc dłużej nad tym co mam zrobić wycelowałam w rudego różdżką i krzyknęłam
- Mobilicorpus!- momentalnie chłopak zaczął unosić się w powierzu- Draco wstał i patrzył jak nazywany przez niego przedtem „Wieprzlej” miota się w powietrzu
-Puść mnie idiotko, jesteś walnięta czy co!?- darł się na całe gardło. Już go nie lubię najchętniej poćwiartowałbym go zaklęciem tnącym ale za dużo gapiów nas otoczyło.
-Może troszkę piegusie- zaśmiał się złowieszczo i zaczęłam nim potrząsać w powierzu a ten krzyczał  wniebogłosy- Teraz jak przestanę przeprosisz ładnie Pana Malfoya rozumiesz?
-Nigdy nie przeproszę tej pojebanej fretki!
-Sam wybrałeś- po tych słowach cisnęłam nim w najbliższy budynek a na całej ulicy zapanowała taka cisza że aż sama nie dowierzałam w to co zrobiłam. Ojciec byłby dumy, co, dlaczego ja o tym w ogóle pomyślałam, nie zrobiłam tego ze względu na niego. Poczułam jak setki par oczu mnie namierzają. Pięknie teraz wszyscy będą mnie mieli za psychopatkę i jakąś walniętą  a ja tylko chciałam pomóc. Przypomniałam sobie o Draco, okazało się że stał za mną i z lekkim niedowierzaniem co właśnie się wydarzyło poklepał mnie po ramieniu i zaśmiał się.
-Nie musiałaś mi pomagać, poradziłbym sobie sam- popatrzył na mnie spod byka- Ale zrobiłaś takie piękne przedstawienie że nie mogę się na ciebie dłużej gniewać- uniósł wymownie brwi do góry. Nie zdążyłam nic mu odpowiedzieć bo usłyszałam za sobą czyiś głos
-Smoku!! Kto to jest?- czarnoskóry chłopak uśmiechną się do mnie po czym uścisną dłoń Dracona- Nieźle załatwiła tego Gryfiaka, kto by pomyślał że taka pchła a dokazuje.
-Mój drogi przyjacielu to jest słynna w naszym gronie Dillian Vihainen- na dźwięk mojego nazwiska mina chłopaka zbladła, nie wiem czemu tak zareagował, to było bardzo dziwne. Czy zna on mojego ojca i do kurwy nędzy dlaczego jestem sławna w ICH gronie? Jakich ICH?- Spokojnie Diable, ona jest w porządku - uspokoił  go Malfoy a nowo przybyły chłopak chwycił mą dłoń i złożył na niej pocałunek, czułam się dziwacznie, tak jak wtedy gdy ojciec powiedział że mnie kocha, no takie rzeczy są mega dziwne, dlatego zawsze doszukuję się w nich jakiegoś podstępu. Tutaj nic takiego nie wyczułam.
-Blaise Zabini- przedstawił się. Hmm… Zabini skądś znam to nazwisko, ale nie wiem skąd.
-Bardzo mi miło Blaise- uśmiechnęłam się trochę nerwowo- Jesteś przyjacielem Draco?- zagadałam
-Tak, zna tego idiotę już parę dobrych lat- wyszczerzył się chłopak, na co Malfoy  walną go  po przyjacielsku w ramię.-  Jak widzę zmierzacie do Esów i Floresów- trafnie zauważył-  Niestety ja już wszystko mam więc nie mogę wam towarzyszyć- udał smutnego
-Nie marz się Diable, jutro spotkamy się w pociągu. Nie marz się  Zabini- Draco poklepał go plecach po czym zwrócił się do mnie- Mamy niewiele czasu, chodź.- rzucił w moją stronę i wszedł do księgarni.
-Do zobaczenia Dillian, mam nadzieję że również się jutro zobaczymy-mizdrzył się Blaise
-Już nie mogę się doczekać!-zaśmiałam się i poszłam na poszukiwanie Smoka                                                
                                                                                     ***
-Dobra królewno, mamy już wszystko czego potrzebujesz- podsumował nasze zakupy blondyn- Zostało nam jeszcze troszkę czasu więc, co powiesz na rurkę z kremem?- widząc zdegustowanie na mojej twarzy roześmiał się na cały głos- Ależ spokojnie mały zboczeńcu, miałem na myśli coś innego- oblałam się czerwonym jak truskawka rumieńcem. Jak ja w ogóle mogłam o tym pomyśleć.
-Eee.. pewnie możemy pójść, tylko nie na rurkę- mój komentarz jeszcze bardziej rozbawił Malfoya.
-To na co masz ochotę- opanował śmiech i zapytał z wielkim bananem na twarzy
-Na loda! –krzyknęłam jak mała dziewczynka aż parę przechodzących obok ludzi obróciło się i pokręciło głową.
-Na loda?- spojrzał na mnie  z głupim uśmieszkiem
-Tak mam ochotę na loda Malfoy- dumnie odpowiedziałam chłopakowi- To że masz kudłate myśli to już nie jest mój problem.- zignorowałam jego zażenowanie. Sama byłam trochę zboczona, może trochę więcej niż trochę ale w granicach normalności.
– Żeś teraz dowaliła jak łysy warkoczem o kant kuli, ale niech ci będzie- popatrzyłam na niego spod byka a on skręcił w lewo zostawiając mnie lekko za sobą. Już z  daleka widział napis „Lodziarnia Floriana Fortescue”, aż ślinka mi pociekła na myśl o truskawkowych lodach, albo czekoladowych. O tak! Czekoladowe z bitą śmietaną i tęczową posypką.
-Wielokrotnie powtarzałem ci że jesteś jak dziecko ale dziś to szczyt wszystkiego- zakpił patrzać jak zlizuję bitą śmietanę z kącików ust. Zawsze musiał się wyciapać , tak dla zasady, dziś nie było wyjątku. Blondyn nie brał lodów, a ja nie wnikałam dlaczego, grunt że ja miałam rożek w łapce. Draco poinformował mnie że musimy już wracać. Spędziliśmy na Pokątnej ponad sześć godzin! Ale ten czas szybko leci! Jutro rano miałam zacząć największą przygodę mojego życia, pojechać słynnym Hogwart Express do miejsca gdzie nigdy nie spodziewałam się znaleźć. Czułam w brzuchu radość, trochę strachu i ekscytacji oraz jakieś dziwne uczucie ale nie zastanawiałam się co to może być, ważne że już nie będę musiała siedzieć z ojcem w tym paskudnym zamczysku.

Komentarze

  1. Kolejny rozdział i brak zaskoczeń. Jest przeuroczy, tym bardziej spotkanie z Zabinim ❤
    Nigdy nie przepadałam za Lucjuszem i jakimkolwiek jego sposobem wychowania.
    A Dillian wydaje się bardzo fajną postacią c:
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie równie szybko i że nie stracisz weny ❤
    Pozdrawiam, Black

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział III

-Dillian! Pośpiesz się!- usłyszałam w oddali zirytowany głos Dracona -Poczekaj na mnie!-odkrzyknęłam mu. Nie odpowiedział, świetne zgubiłam się w tłumie jak malutkie dziecko. Cóż jestem dość niska, jedyne metr sześćdziesiąt ale nie zmienia to tego że mógł na mnie poczekać.-Ehh..-westchnęłam i zaczęłam przeciskać się przez tłum ludzi.                                                                                                                                                                    Pełno dzieci, matek, ojców oraz zwierząt. Uśmiechy, łzy w oczach, uściski na pożegnanie , żywe rozmowy przyjaciół. Nie wiem czy się cieszyć z tego że tu jestem czy raczej płakać że nikogo oprócz tego tlenionego blondyna który mnie zgubił   nie znam. Ah nie przepraszam znam Zabiniego, kurczę skąd ja kojarzę to nazwisko… Zamyśliłam się i wpadałam w jakąś osobę upadając i tłukąc sobie przy tym cztery litery -Ohhh! Przepraszam bardzo to moja wina- wyraźnie przejęty głos dziewczyny dotarł do moich

Rozdział IV

Po kolacji wraz ze wszystkimi ślizgonami udałam się do lochów gdzie znajdowało się nasze dormitorium. Przez grzeczność zamieniłam parę słów z Zabinim, Pansy oraz innymi ślizgonami. Od razu na wstępie panna Parkinson ostrzegła mnie abym trzymała się z dala od Dracona, cóż nie będzie z tym problemu bo nie mam ochoty na niego nawet patrzeć. Pod wpływem emocji wszystko mu powiedziałam, nawet o gwałcie. Na szczęście nie spotkałam go po drodze do pokoju wspólnego, co niby miałabym mu powiedzieć? Zapomnij o tym co ci powiedziałam? Z drugiej strony jego milczenie w pociągu może świadczyć o tym że o wszystkim już wiedział, przecież uczestniczył na spotkaniach śmierciożerców. Lucjusz wraz z moim ojcem byli bardzo ze sobą blisko, nie mógł nie wiedzieć… Dłuższe nad tym myślenie stawiało mi więcej pytań niż odpowiedzi a ja byłam wobec ich bezradna bo nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. Gdy tylko weszliśmy do pokoju wspólnego moim oczom ukazał się ogromny kominek przy którym stały fotel

Rozdział I

              Duszno. Krople wody spływają powolnie po mojej rozgrzanej skórze. Uwielbiałam gorące i długie kąpiele w wannie. Wzięłam gruby, biały ręcznik i obwinęłam się nim szczelnie. W łazience nadal   unosiła się para. Stanęłam przed lustrem, zobaczyłam w nim siebie, bladą   jak śmierć z niedbale upiętymi jasnymi włosami w kok. Nie byłam chora, po prostu zawsze tak wyglądałam. Uśmiechnęłam się do siebie z nadzieją że to trochę poprawi moje odbicie. Bez zmian, tak samo ponure jak przedtem, tylko troszkę bardziej psychiczne. Ubrałam się szybko w cienką koszulę nocną i wyszłam z łazienki kierując się do łózka. Było już bardzo późno, za parę minut miała wybić druga w nocy. Zawsze miałam problemy ze snem, nigdy nie potrafiłam zasnąć o normalnej porze. To właśnie w nocy nawiedzały mnie widma sprzed lat. Śmierć matki, jedynej osoby którą kochałam ponad wszystko, setki Cruciatusów kierowanych w moją stronę, gwałty na niewinnych mugolach przez Śmierciożerców. Byłam inna i on to wiedział, ch